niedziela, 11 sierpnia 2013

niedziela, 23 czerwca 2013

Epilog Nasza miłość jest jak wiatr, nie widać jej ale czuć

15 lat później
Emmaline
Wróciłam do domu wcześniej bo rodzice mnie o to prosili. Siedzieli na kanapie z grobowymi minami.
- Co się stało?
- Lottie i Niall mieli wypadek.
Zaskoczona usiadłam na stole. Kilka łez popłynęło z moich oczu.
- Co z nimi i Finn'em?
- Zginęli na miejscu. Finn jest na górze- odpowiedział mi tata.
Zaczęłam płakać, ze łzami w oczach pobiegłam na górę. Chłopak siedział na łóżku z twarzą schowaną w dłoniach.
- Braciszku- powiedziałam siadając obok.
Piętnastolatek przytulił się do mnie i zaczął płakać. Przytuliłam się do niego.
Ubrana w czarne ciuchy zeszłam na dół. Na dole na kanapie siedział Finn. Bezmyślnie wpatrywał się w telewizor.
- Co teraz będzie?- zapytał.
- Zamieszkasz z nami- odpowiedział mu mój tata.- Jesteś moim siostrzeńcem i do tego synem mojego najlepszego przyjaciela. Przecież cię nie wyrzucę.
- Dobre pocieszenie- mruknął i spojrzał na mnie.- Emmo masz prawdziwe szczęście. 
Louis
Wróciliśmy do domu po pogrzebie. Emma i Finn poszli na górę. Wyszedłem na taras i patrzyłem na zachodzące słońce. Odwróciłem się jak usłyszałem kroki. Na tarasie pojawiła się Amelia.
- Jedyne szczęście w tym wszystkim, że nie zginęło tylko jedno. 
- Nie muszą żyć bez siebie. 
Podszedłem do niej i przytuliłem. Jak dobrze mieć ją przy sobie. Raz mało jej nie straciłem i chyba bym nie przeżył, żeby to miało się zdarzyć.
- Jak dobrze mieć cię przy sobie- powiedziałem.
-Kocham cię Louis.
- A ja kocham ciebie Amelio.
Delikatnie pocałowałem ją w usta. 



No i jest epilog, trochę smutny i nieco mi nie wyszedł, ale w pierwszej wersji chciałam zamordować kogoś innego. Żegnam się tutaj z wami, ale znajdziecie mnie na innych blogach. Mile widziane komentarze.

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 36 Istniej tylko tu i teraz

Rok później
Amelia
Z Louisem siedzieliśmy na kanapie i patrzyliśmy jak nasze córeczka bawi się klockami. Oczko w głowie tatusia i mamusi. Największy nasz skarb. Wtuliłam się jeszcze bardziej w Louisa, który objął mnie ramieniem. Nagle Emma zrobiła coś czego się nie spodziewaliśmy. Podniosła się z podłogi i zrobiła kilka kroków. Z Louisem zerwaliśmy się z kanapy. Robiła malutkie kroki w naszą stronę. Zachwiała się i upadła, ale nie zaczęła płakać tylko się śmiać.
- Tata- powiedziała.
- Mój skarbie.-Louis wziął na ręce. 
- Tata blata ce.
 Spojrzeliśmy z Louisem na siebie. Już dawno postanowiliśmy, że Emma to nasze jedyne dziecko. Za duże ryzyko. Zanim, któreś z nas zdążyło odpowiedzieć do domu weszła zapłakana Lottie. Pobiegła od razu na górę do swojego pokoju.
- Zobaczę o co chodzi.
Pocałowałam Louisa w policzek i poszłam na górę. Siedemnastolatka siedziała na łóżku i płakała. Usiadłam obok niej i przytuliłam.
- Lottie co się stało?
- Jak ci powiem to mnie zabijesz, albo właściwie Louis to zrobi.
- Nikt cię nie będzie zabijać. Proszę powiedz mi czemu płaczesz? Niall coś zrobił.
- Nie, Niall jest idealny. 
- To co się stało?
- No bo...- zaszlochała- ... jestem w ciąży.
Lottie zaczęła jeszcze głośniej płakać. Przytuliłam ją mocniej.
- Pewna jesteś?
- Zrobiłam z tysiąc tych durnych testów.
- A Niall wie?
- Tylko ty wiesz. Proszę nie mów mu i Louisowi też. Boże Amy ja nie chciałam.- Powiedziała szlochając.
- Wpadki się zdarzają. Dla pewności powinnaś pójść do lekarza, a później powiedz Niallowi.
- Ja się boję.
- On cię nie zostawi świata poza tobą nie widzi. Wszystko będzie dobrze. No uśmiechnij się.- Nastolatka wykonała moje polecenie.- Za rok będziesz miała taki mały skarb jak Emma.
Wstałam z jej łóżka i skierowałam się do drzwi.
- Amy poszłabyś ze mną?
- Jasne. Umówię cię, a teraz do lekcji.
Zeszłam na dół. Louis i Emma budowali wierzę. Nasza mała królewna. Louis jak tylko mnie zobaczył to wstał z podłogi, włączył dla małej kanał ze zwierzątkami i do mnie podszedł.
- To muszę obić buźkę dla Nialla?- zapytał.
- Nie.
- To czemu płakała?
- Obiecałam, że na razie ci nie powiem. Będzie gotowa to ci powie.- Pocałowałam niezadowolonego Louisa.- Idę robić obiad.
- Mama mchewke ce.
- A jakże by inaczej. Nieodrodna córeczka tatusia.
Kręcąc głową poszłam do kuchni. 
Louis
Z Emmą na rękach poszliśmy do Lottie, na wyraźne życzenie mojej królewny. Najpierw zapukałem dopiero później wszedłem.
- Emma chce ci poprzeszkadzać.
- Ona zawsze może.
Widziałem, że coś jest nie tak i cholernie mnie wkurzało, że powiedziała Amelii a nie mnie. Stwierdziłem, że poczekam tak jak poradziła mi moja ukochana. 
Lottie
Byłam już po wizycie. Amy zawiozła mnie do Nialla. Nie wiedziałam jak mu to wszystko powiedzieć, przecież to zmieni wszystko. Wysiadłam z samochodu.
- Pójść z tobą?
- Nie, dam radę. Muszę- odpowiedziałam i skierowałam się do drzwi.
Nie pukając weszłam do środka. Czwórka chłopaków siedziała na kanapie i grała w jakąś grę.
- Cześć.
- Lottie?- zdziwił się mój chłopak.- Zapomniałem o randce?
- Nie. Chciałam porozmawiać. 
- Jasne. Przejdziemy się na spacer?
Pokiwałam twierdząco głową. Blondynek się ubrał i trzymając się za ręce poszliśmy do parku.
- Jak zwykle nie masz rękawiczek.- Zaśmiał się widząc jak chowam ręce do kieszeni płaszcza. - Ale masz poważną minę. Coś się stało.
- Jestem w ciąży- powiedziałam po cichu.
- Słucham? Lottie możesz powiedzieć głośniej chyba nieco przygłuchłem.
- Będziesz tatą- powtórzyłam głośniej.  Stał zaszokowany, a z jego miny nie było można nic odczytać. Miałam najczarniejsze przeczucia.
- Mówisz serio?- Pokiwałam twierdząco głową.- Jejku to super. Wcześnie, ale super.
- Cieszysz się?
- Czemu się dziwisz. Będę miał dziecko z dziewczyną którą kocham. No Louis pewnie nieźle mnie opieprzy, ale cóż raz się żyje. 
Niall przyciągnął mnie do siebie. Spojrzał mi w oczy i pocałował. 



No i jest ostatni rozdział. Tak mówię to z wielkim bólem, ale jest to ostatni rozdział. Jeszcze tylko epilog i się z wami będę żegnać. Smutno mi.
Ps. Zapraszam na tego bloga http://its-the-climb-styles-story.blogspot.com/

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 35 Uśmiech dziecka to najpiękniejszy prezent


Amelia
Nie mogłam się na nią napatrzeć. Stałam nad jej łóżeczkiem i przyglądałam się jak śpi. Moja mała dziewczynka. Na święta przyjechali moja mama i Greg oraz rodzice Louisa z dziewczynkami. Te wspaniałe dni minęły nam bardzo szybko. Z dołu dobiegła mnie kłótnia Louis i Lottie. Zostawiłam śpiącą Emmę i zeszłam na dół.
- Louis czemu nie mogę iść, przecież będzie Niall i reszta.
- Nie pójdziesz na całonocną imprezę.
- O co się kłócicie?- zapytałam.
- On mnie nie chce puścić na Sylwestra z Niallem- jęknęła Lottie.- Amy proszę powiedz coś mu.
Szesnastolatka  spojrzała na mnie błagalnie. Podeszłam do Louisa.
- Nawet nie próbuj mnie przekonywać. Już sobie wyobrażam jak to się skończy. 
- Jak się skończy Louis?- zapytała wkurzona Lottie.
- Wylądujecie w łóżku, a później będziesz żałować. Nie zgadzam się.
- Braciszku, wiesz tylko, że to już się stało.
Louis zrobił się czerwony na twarzy. Ona wcale mi nie pomaga.
- Lottie weź Emmę i idźcie na spacer- rozkazałam. 
Dziewczyna posłusznie wykonała moje polecenie. Poprowadziłam Louisa na kanapę i poczekałam aż Lottie wyjdzie z Emmą. Spojrzałam w rozzłoszczone oczy swojego ukochanego.
- Louis musisz naprawdę wyluzować. Ona jest praktycznie dorosła i wie co robi.
- Ale oni... Jak on mógł to zrobić z moją siostrą.
- Z miłości. Louis oni się kochają i to była kwestia czasu.
- Ona ma tylko szesnaście lat.
- Dobra powiem ci to inaczej- usiadłam na jego kolanach.- Louis to tak samo jak z tobą.
- Co ze mną?- zapytał.
- No nie mów, że cię nie pociągam- powiedziałam urażona.
- Jak cholera, szczególnie teraz. Ładna ta bluzka.
- Widzisz z nimi jest tak samo. Louis oczy mam nieco wyżej.
- Śliczne masz oczy. Cieszę się bardzo, że Lottie wyszła z małą.- Stwierdził i zaczął mnie całować.
- Czemu?
- Bo nie musimy iść koniecznie do sypialni. Od dawna myślałem o wypróbowaniu tej kanapy.
Zaśmiałam się tylko i poddałam jego czułem dotykowi. Leżałam pod nim na kanapie. 
- Wiesz, że cię kocham- zaczęłam.- Proszę puść Lottie na tę imprezę. To Sylwester.
- No dobra- zgodził się.- Pewnie zaraz wróci. Trzeba się chyba ubrać.
- Rozsądnie gadasz.
Louis podniósł się i zaczął zakładać swoje bokserki. Poszłam za jego śladem, ale ja tylko założyłam jego koszulkę. 
- Ej to moja koszulka.
- Ale mi się strasznie podoba. Lubię paski. Chyba ci jej już nie oddam- stwierdziłam.
Louis złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie. Patrzyłam w ten mój niebieski ocean spokoju. Chwilę później jego wargi brały moje w posiadanie.

Siedziałam na łóżku i podziwiałam naszą córeczkę. Do sypialni weszła Lottie już wyszykowana.
- Dziękuję, że go przekonałaś. Wy będziecie tak siedzieć w domu?
- Dziecko mamy.
- Pewnie Louis coś wymyśli. Dzięki Amy. - Pocałowała mnie w policzek i wyszła.
- Szalona ta twoja ciocia- powiedziałam do Emmy- ale tatuś też jest szalony. Co ty sobie poleżysz, a ja się przebiorę z tych dresów w coś ludzkiego?
Milczenie wzięłam za tak. Położyłam Emmę do wózka i poszłam do łazienki. Ubrałam się w zielone rurki i bokserkę <klik>. Przeczesałam blond włosy i z Emmą zeszłam na dół.
- O moje piękne- powiedział Louis.
- Co szykujesz?
- Nasz domowy sylwester. Emma i tak zaraz idzie spać, a my mały cały wieczór dla nas.
- Dobrze. To może ja ją uśpię.
- Jasne kochanie.
Wróciłyśmy z małą na górę. Dziewczynka po kilkunastu minutach już spała. Zeszłam na dół. Wszędzie były pozapalane świeczki. Na podłodze przed kominkiem były porozkładane poduchy.
- Zapraszam panią.- Louis złapał mnie za rękę i poprowadził na miejsce.
Siedzieliśmy tak popijając wino. Emma tylko raz zapłakała. Zegar wskazywał prawie północ. Louis przyniósł szampana. Pomógł mi założyć kurtkę i z alkoholem wyszliśmy podziwiać fajerwerki. Niebo rozbłysło kolorami.
- Zapomniałem o fajerwerkach, ale mam zimne ognie.
- Zawsze to coś.
Pocałowałam go w usta i wzięłam od niego jeden. Kto by pomyślał, że i bez szalonej imprezy można tak wspaniale się bawić.

No i napisałam kolejny. Mam nadzieję, że się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 34 Piękne są powroty

Amelia
Siedziałam na szpitalnym łóżku i próbowałam wstać. Kilka kroków mnie męczyło. Podniosłam się i trzymając się łóżka zrobiła kilka kroków. Zadowolona z siebie wróciłam do łóżka. Lekarz powiedział, że za parę dni mnie wypuści. Do sali wszedł Louis. Jak dzwonił to mówił, że ma dla mnie niespodziankę. Na rękach trzymał naszą córeczkę. Była taka śliczna. Ubrana w różowiutką kurteczkę. 
- Patrz kto tutaj jest- powiedział.- Mamusia. 
Podał mi Emmaline  na ręce. Pierwszy raz trzymałam moją córeczkę. Patrzyła na mnie niebieskimi oczkami. 
- Moje słoneczko- powiedziałam.- Louis jak namówiłeś lekarzy.
- Mam z nimi dobry układ, no i jeszcze z pielęgniarkami. Podoba się moja niespodzianka kochanie?
- Bardzo- stwierdziłam całując go w policzek. - Lottie się na ciebie skarżyła.
- Nie pozwoliłem jej iść na całonocną imprezę. Amy ja wiem czym to się skończy.
- Emma będziesz miała ciężkie życie z tym twoim tatusiem.
- No przecież to moja księżniczka. Poczekacie tu na mnie chwilę ja pójdę do lekarza?
- Idź, idź.
Louis
Zostawiłem moje dwie dziewczyny i poszedłem do gabinetu lekarza. Najpierw grzecznie zapukałem, ostatnio wchodzi mi to w nawyk.
- Pan Tomilnson jak miło.  Coś się stało?
- Chciałem zapytać kiedy będę mógł zabrać Amelię do domu.
- Na pewno przed świętami. Jutro wykonamy badania i podejmiemy decyzje. Żona zadowolona z niespodzianki.
- Bardzo. Dziękuję panie doktorze.
- To moja praca.
Ustałem w drzwiach i patrzyłem jak Amy bawi się z Emmą. Nie mogłem oderwać od nich wzroku. 
- Długo będziesz się nam przyglądał?
- Całe życie- odpowiedziałem.- O widzę, że księżniczka śpiąca jest.
- No chyba. Idziesz już?- zapytała nieco smutna.
- Nie. Jeszcze mam dużo czasu.
Amy położyła się na łóżku, kładąc obok siebie Emmę. Dziewczynka złapała w swoją małą piąstkę palec Amelii i tak leżała, aż w końcu zasnęła. Nie było piękniejszego widoku na świecie
Amelia
Ubrałam się w ciuchy przyniesione przez Louisa. Patrząc na cały zestaw od razu było widać, że wybierała to Lottie. Przeczesałam jeszcze blond włosy i gotowa wyszłam z łazienki. Na łóżku stała już spakowana torba, a na fotelu siedział Louis.
- Do domu?- zapytał.
- Oczywiście. 
Pomógł mi jeszcze złożyć płaszcz, wziął moją torbę i wyszliśmy ze szpitala. W końcu mogłam odetchnąć świeżym powietrzem. Z uśmiechem skierowałam się do samochodu. Louis rzucił w moim kierunku kluczyki.
- Dzisiaj ty prowadzisz, a ja będę mógł cały czas na ciebie się patrzeć.
- Naprawdę mogę poprowadzić. Louis jesteś wspaniały.- Rzuciłam mu się na szyję delikatnie całując w usta.
- I tego było warte moje poświęcenie.
- Ja cię mogę całować bez powodu- stwierdziłam jeszcze raz go całując.
- Nie kuś kochanie- powiedział odsuwając mnie od ciebie.- Chodź bo w domu się niecierpliwią.
Usiadłam za kółkiem jego auta i pojechaliśmy do domu. Nieco mnie rozpraszała ta jego ręka na moim kolanie, ale jakoś udało mi się dowieść nas w jednym kawałku. Lou wziął moją torbę, a ja weszłam do domu. Wszyscy od razu się na mnie rzucili.
- Bo mnie udusicie- jęknęłam.- Też za wami tęskniłam.
W końcu wszyscy poszli. Stałam nad łóżeczkiem i patrzyłam jak Emma śpi. Przez sen trzymała mój palec. Odwróciłam się słysząc kroki. Do pokoiku wszedł Louis. Objął mnie w tali, a głowę położył na ramieniu. 
- Jak się pani czuje, pani Tomilnson?
- Wyśmienicie, panie Tomilnson.- Obróciłam się w jego ramionach. Spojrzałam w jego niebieskie oczy i szeroko się uśmiechnęłam.- Emma ma identyczny kolor oczu.
- Coś po mnie musi mieć.
Jego usta urządzały sobie wędrówkę po moim ramieniu. Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu.
- Nie ładnie tak przy dziecku- zauważyła Lottie.
- Ale my nic nie robimy. Nie masz swoich zajęć?
- Akurat, ktoś mi zabronił iść na randkę ze swoim chłopakiem- wypomniała mu, a ja zaczęłam się śmiać.
- Zabroniłeś to teraz cierp.
Wyszłam z pokoiku i skierowałam się do naszej łazienki. Wzięłam długi prysznic. Długość mojej kąpieli to wina Louisa.




No i mamy następny. Mam nadzieję, że się podobał. Mile widziane komentarze i do nastepnego.

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 33 Owszem cuda się zdarzają

Louis
Podjechałem pod szpital, z samochodu wziąłem kwiaty. Szpital znałem jak własną kieszeń. Windą wjechałem na odpowiednie piętro. Zanim dotarłem do sali mojej Amy zatrzymała mnie pielęgniarka. Była jakaś dziwnie uśmiechnięta.
- Dzisiaj kwiaty się panu przydadzą- stwierdziła.
- Czemu?
- Niech pan idzie do żony.
Resztę korytarza przebiegłem. Zatrzymałem się przed jej salą. Przez szybę widziałem masę lekarzy. Miałem najczarniejsze myśli. Otworzyłem drzwi i niepewnie wszedłem. 
- Miałem już do pana dzwonić. Ktoś bardzo za panią tęsknił.
Z wrażenia usiadłem na łóżku obok. Moja Amy, patrzyła na mnie zielonymi oczami. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Czułem jak łzy płyną po moich policzkach. 
- Amelia- wydusiłem z siebie.- Moje kochanie.
- Louis. Nasza córeczka?
- Lottie jej pilnuje.
Usiadłem na jej łóżku i złapałem jej dłoń w swoje. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Lekarze dyskretnie wyszli z sali. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była taka blada i krucha. Bałem się jej dotknąć, żeby nic jej nie zrobić. 
- Będziesz ciągle się mi tak przyglądał?- zapytała zachrypniętym głosem.
- Tak.
- A zamiast tego wlepiania gał, możesz mnie przytulić.
- Mogę.
Tak dobrze było trzymać ją w ramionach. Odsunąłem się od niej na trochę i delikatnie pocałowałem w usta. Było tak dobrze z powrotem trzymać ją w ramionach, całować, rozmawiać. Przeżyłem najgorsze dwa miesiące w moim życiu czekając aż się obudzi. 
- Nasza córeczka, ja jej nawet nie widziałam.
- Emmaline to najsłodsza istotka na świecie. Mam masę jej zdjęć.
- Proszę pokaż mi.
Z kieszeni wyjąłem swój telefon i zacząłem przeglądać moje zdjęcia. Pokazałem jej naszą córeczkę. Łzy zaskrzyły się w jej zielonych oczach.
- Na prawdę nazwałeś ją Emmaline?
- Przecież tak chciałaś
- Louis, kocham cię.
Objęła mnie rękoma za szyję. Przyciągnąłem ją do siebie i trzymałem.  Godziny odwiedzin się skończyły, a ja rozpromieniony wróciłem do domu. Lottie patrzyła na mnie jak na wariata kiedy zabrałem od niej moją córeczkę i zacząłem tańczyć.
- Naćpałeś się czegoś?- zapytała.
- Nie. Amy się obudziła. Mamusia się obudziła.- powiedziałem do naszej córeczki.
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś. Ty samolubie jeden.
Lottie walnęła mnie w ramie i zła poszła na górę. No nie pomyślałem, mogłem przecież zadzwonić. Trzymając moją księżniczkę na rękach poszedłem na górę. Zapukałem do drzwi pokoju Lottie.
- Rozmawiam.- krzyknęła.
- Dobra.
Razem z Emmą poszliśmy spać. Moja córeczka spała obok mnie. 
Amelia
Louis wrócił już do domu, a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, przecież spać nie będę. Dobrze, że zostawił mi telefon. Podziwiałam moje słoneczko. Na tapetę ustawiłam sobie zdjęcie, najprawdopodobniej zrobione przez Lottie. Emmaline spała na torsie Louisa. Odłożyłam telefon na stolik i próbowałam wstać. Moje mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Zadzwoniła do mnie Lottie.
- Cześć mała.- powiedziałam
- Amy. Boże jak ja się cieszę.  Dupek nie zadzwonił do mnie. 
- Dobra, nie wściekaj się na niego. Byłaś dzisiaj u mnie?
- Tak. Słyszałaś co paplałam?
- Tak. Naprawdę chcesz to zrobić?- zapytałam, jak przez mgłę przypominając sobie to co usłyszałam.
- Noo... Wiem, że Niall to ten jedyny. Ooo...
- Co?
- Twój mąż, a mój brat właśnie śpi z Emmą. Słodziaki. Ty nie jesteś zmęczona?
- Spałam dość długo.
- Też prawda. Jutro cię odwiedzę. Może Emmę wezmę ze sobą. Bardzo za tobą tęskniłam. Jesteś taką moją starszą siostrą.


No i napisałam kolejny. Mam nadzieję, że się podobał. To taki mój prezent na dzień dziecka dla was. Mam jeszcze trzy. Dla tych który jeszcze nie wiedzą mam nowe trzy blogi. Tak wiem zwariowałam
Nieskończona historia
Każda miłość jest inna 
Każdy ma swój cień
Mile widziane komentarze i do następnego.
Ps. Przemalowałam sobie włosy <3 Jak się wam podobam w nowym wydaniu tylko szczerze proszę

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 32 Trudno wierzyć w cuda

Louis 
Szykowałem się na wywiad. Miałem zamiar jeszcze zadzwonić do mojej Amy. W tej samej chwili co ja wybierałem do niej numer dostałem sms'a.
A:"Ja i twoja córeczka jesteśmy zmęczone. Idziemy spać. Tęsknię, Kocham i Dobranoc :*"
Oprócz wiadomości był jeszcze plik dźwiękowy. Niewiele myśląc odtworzyłem go. Przez kilka minut wzruszony wsłuchiwałem się w bicie serduszka mojej córeczki. Uśmiechnąłem się do telefony. Po chwili schowałem go do kieszeni. Wyszedłem z mojej sypialni i poszedłem do pokoju Harry'ego. Jak zwykle był jeszcze niegotowy. Biegał w bokserkach po pokoju, w którym panował straszny. Niby to ja jestem bałaganiarzem. 
- Harry za pół godziny mamy wywiad, a ty jesteś jeszcze nie gotowy.
- Nie mogę znaleźć spodni- jęknął.
- Jakbyś tak nie bałaganił to byś mógł je znaleźć. Jak ty tego dokonałeś w tak krótkim czasie?
- Normalnie- odpowiedział.- Ty tyle nie gadaj tylko lepiej mi pomóż.
Ze śmiechem zabrałem się za szukanie tych jego spodni. Po chwili trzymałem parę jego jeansowych rurek. Rzuciłem nimi w przyjaciela. Loczek w błyskawicznym tempie i razem dołączyliśmy do reszty czekającej na nas w holu. Pojechaliśmy do studia.
- Zaczynacie Live While We're Young- poinstruował nas Paul.
Liam
Hej dziewczyno, czekam na Ciebie,
Czekam na Ciebie
Podejdź i daj mi się porwać
Niech będzie uroczyście, uroczyście
Pogłośniona muzyka,  zamknięte okna
Zayn
Tak, będziemy robić to co robimy
Będziemy udawać, że jesteśmy fajni
I o tym wiemy
Tak, będziemy robić to co robimy
Po prostu udając, że jesteśmy fajni 
Więc tego wieczoru...
Razem
Szalejmy, szalejmy, szalejmy
W tym momencie rozdzwoniła się moja komórka. Chłopacy spojrzeli na mnie zaszokowani. Zawsze wyciszam go na koncerty i wywiady. Wyjąłem go z kieszeni. Dzwoniła Lottie. Wcale się nie zastanawiałem tylko odebrałem.
- Młoda nie mogę rozmawiać- powiedziałem.
- Amy...- zaczęła szlochając. 
Teraz gówno obchodziła mnie wywiad. Z telefonem przy uchu zszedłem ze sceny. 
- Co z nią?- zapytałem przerażony.
- Rodzi- odpowiedziała.
- Tak wcześnie? Lottie wsiadam w pierwszy samolot.
Rozłączyłem się i skierowałem w stronę wyjścia. Pobiegli za mną chłopcy oraz menadżer. Nie zatrzymałem się ani na chwilę. 
- Louis co ty do cholery wyprawiasz?
- Lottie do mnie zadzwoniła. Amy rodzi. Muszę tam być.
Złapałem taksówkę, do której wpakowali się wszyscy. Pojechaliśmy na lotnisko . Trzy godziny później lądowaliśmy w Londynie. Od razu pojechaliśmy do szpitala. Po kilku minutach błądzenia znaleźliśmy odpowiedni oddział. Moja siostra siedziała na korytarzu. Niall od razu do niej podszedł i wziął zapłakaną dziewczynę w ramiona. Poszedłem szukać kogoś kto mi udzieli informacji na temat mojej żony. W końcu trafiłem na jakąś pielęgniarkę.
- Chciałem się dowiedzieć co z Amelią Tomilnson.
- Kim pan jest?- zapytała lustrując mnie wzrokiem.
- Jej mężem- odpowiedziałem- Proszę mi powiedzieć co z moją żoną i córką.
- Córkę przewieziono na oddział dla wcześniaków, a żona nadal jest na sali operacyjnej. Więcej dowie się pan od lekarza. Proszę poczekać.
Wróciłem do chłopaków. Usiadłem na krześle i po prostu czekałem. Byłem bliski obłędu kiedy z sali wyszedł lekarz w niebieskim kitlu. Zerwałem się z krzesła.
- Pan jest mężem Amelii Tomilnson?- zapytał od razu.
- Tak.
- Proszę do mojego gabinetu.
Poszedłem za nim. Innego wyjścia nie miałem. Usiadłem na jednym z foteli zgodnie z poleceniem lekarza.
- Stan pani Amelii jest dosyć ciężki. Następne doba będzie decydująca. Teraz wszystko zależy od niej. 
- A z moją córką?
- Pańska córka jest wcześniakiem, urodziła się w 28 tygodniu ciąży. Na razie leży w inkubatorze. Na chwilę obecną tylko tyle mogę powiedzieć. 
- Czy ja mógłbym je zobaczyć? Przynajmniej na chwilę.
- Tylko chwila.
Obaj wstaliśmy z foteli. Najpierw zaprowadził mnie na oddział dla wcześniaków. Moja córeczka była strasznie malutka. Chwilę popatrzyłem przez szybę no moje dziecko i poszliśmy do Amy. Leżała blada wśród masy pikających urządzeń. Założyłem zielony fartuch i wszedłem na jej salę. Usiadłem na krześle i złapałem jej zimną dłoń.
- Nawet nie waż mi się odchodzić. Ciebie nawet nie można zostawić na kilka dni. Od razu coś musisz zrobić. No więc musisz się obudzić i zobaczyć naszą córeczkę. Jest strasznie mała i krucha jak jej mama. Muszę iść lekarz dał mi tylko chwilę.
Nachyliłem się nad nią i złożyłem delikatny pocałunek na jej czole. Ze łzami w oczach wróciłem do chłopaków. Wszyscy tam byli. Mia płakała wtulona w Harry'ego, a moja siostra siedziała na kolanach Nialla. Nawet Paul został.
- Odwołałem wszystkie koncert i wywiady w najbliższym czasie- powiedział.- Louis co z Amelią?
- Oni sami dokładnie nie wiedzą. Wiem tyle, że jej stan jest kiepski. A i mam córkę.
- Gratulacje stary.
- Dzięki.
Lekarz odesłał mnie do domu. Chłopacy zostali u mnie. Poszedłem do naszej sypialni. Łóżko nie pościelone i rzeczy walające się na podłodze. Boże, że mnie przy niej nie było. Jej telefon leżał na stoliku nocnym. Odblokowałem go i spojrzałem na tapetę. Było to zdjęcie które zrobiła nam Lottie z zaskoczenia. Trzymałem ręce na jej brzuszku i całowałem w nos. Chciałem się obudzić z tego koszmaru.
Daw tygodnie później
Stan Amy pozostawał bez zmian. Odwiedzałem ją codziennie, no i jeszcze moją córeczkę. Nawet jej jeszcze nie nazwałem. Siedziałem w sali u Amy i opowiadałem jej o wszystkim. Miałem nadzieję na jakąś reakcję z jej strony.  Do sali wszedł lekarz.
- Panie Tomilnson może pan zabrać córkę do domu- powiedział.
- Do domu? Na pewno?
- Tak. Pediatra nie widzi żadnych wskazań żeby dłużej trzymać małą w szpitalu.
- Dobrze, to ja pojadę do domu po rzeczy.
Przerażony wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu. Jak ja mam sobie poradzić sam z tą małą kruszynką. Dobrze, że Lottie była. Pojechałem po szesnastolatkę do szkoły. Zwolniłem ją z reszt lekcji.
- Jesteś blady jak ściana, co się stało?
- Mogę wziąć małą do domu. Ja chyba nie dam radę.
- Dasz- powiedziała zapinając zimową kurtkę.- Pomogę ci. Wiesz najpierw musisz ją nazwać.
- Amy chciała nazwać ją Emmaline.
- Emma ładnie. Chodź braciszku.
Pojechaliśmy do domu, wziąłem potrzebne rzeczy i z powrotem pojechałem do szpitala. Jedna z pielęgniarek pomogła mi ją ubrać. Zapiąłem ją w nosidełku i przykryłem różowym kocykiem, żeby nie zmarzła. 
Kolejne dwa tygodnie później
Trzymałem Emmę na rękach i karmiłem jednocześnie rozmawiając z mamą.
- Nie mamo nie musisz przyjeżdżać. Radzę sobie jakoś.
- To dobrze synku. Lottie ci pomaga?
- Tak. Harry i reszta też. 
- Gdyby bliźniaczki nie były chore to bym przyjechała, ale jeszcze Emma się zarazi.
- Mamo na prawdę daję sobie radę. Ja i Emmaline stanowimy doskonały zespół.
Wstałem z fotela stojącego w jej pokoiku i położyłem małą do łóżeczka.  Przyglądałem sobie jak spokojnie śpi.
- Kończę bo muszę pranie wstawić.
- Synu nie wiedziałam, że to kiedyś usłyszę z twoich ust.
- Mamo.
- No co.
- Nic. Kocham cię mamo i ucałuj dziewczynki.
Lottie
Po szkole pojechałam do szpitala do Amy. Usiadłam przy jej łóżku. Od miesiąca leżała tak samo.
- Mam dwie sprawy. Jedna to taka, że już się nie boję. Wystarczyło trochę poczekać. Druga to taka, że powinnaś się już obudzić. Mój brat nawet marchewek już nie rusza. Rozumiesz marchewek. Amy proszę wróć do nas. Wszyscy bardzo za tobą tęsknimy.
Skończyłam swój monolog, posiedziałam jeszcze chwilę i wróciłam do domu. Louis siedział w kuchni studiując książkę kucharską.
- Co robisz?
- Dość jedzenia pizzy. Muszę być odpowiedzialny i próbuję robić obiad.
- Hahaha. Dobra ja idę robić lekcje. Braciszku nie spal kuchni.
- Dobra. Lottie zajęłabyś się wieczorem Emmą. Pojadę do Amy i po choinkę. Święta niedługo.
- Dobrze braciszku.


No i napisałam. Mam nadzieję, że mi głowy nie urwiecie za ten rozdział. Mile widziane komentarze i do następnego.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 31. Tęsknota na rzęsach szeleści, gdy nie ma Ciebie.

Amelia
Louis pojechał, niby tylko na dwa tygodnie, ale i tak bardzo tęskniłam. Do towarzystwa miałam Lottie.
- Naprawdę masz duży brzuch jak na siódmy miesiąc- zauważyła.- Pewni jesteście, że to nie bliźniaki.
- Pewni, przecież jestem badana co dwa tygodnie.
- Bo wiesz, to możliwe. Uczyliśmy się o tym. Louis ma predyspozycje do bliźniaków, trojaczków i tak dalej.
- Chyba jedno nam wystarczy. Nie bądźmy zachłanni.
- Ja tylko mówię. Mogę iść jutro z tobą do lekarza to tylko jedne dzień w szkole.- Spojrzała na mnie maślanymi oczkami.
- Dobra.- Uległam.
Poszłam na górę się położyć. Ręką dotknęłam swojego brzucha.
- Mam nadzieję, że sama tam jesteś bo twój tatuś na zawał nam zejdzie. 
Leżałam tak sobie kiedy zadzwonił mój telefon. Szybko odebrałam bo dzwonił Louis.
- Kochanie, jak się czujecie.
- Całkiem dobrze, plecy mi wysiadają. Louis a jak to są bliźniaki.
- USG miałaś już setki razy, byśmy już wiedzieli. Spokojnie kochanie.
- Jestem spokojna, tak się tylko pytam. Jutro idę do lekarza, pewnie mnie niedługo położą.
- Chciałbym tam z tobą być, ale nie mam jak. Przepraszam.
- Nic nie szkodzi, wszystko jest w porządku, lekarz mówił, że w ostatnich dwóch miesiącach będę musiała leżeć w szpitalu.
- Zaraz mam koncert, muszę kończyć. Kocham was.
- My ciebie też Louis.
Poszłam pod prysznic i położyłam się do łóżka. Rano obudziła mnie Lottie. Wzięłam prysznic i ubrałam się w legginsy oraz szeroki sweter. Po śniadaniu pojechałyśmy do kliniki. Leżałam na kozetce i czekałam, aż lekarka coś powie. 
- Dziecko jest zdrowe, a tak bije jego serduszko.- Usłyszałam bicie serca mojej córeczki. Lottie nagrała dla Louisa.
- Na pewno to nie są bliźniaki?- zapytałam.
- Na pewno, pani Tomilnson.
Z uśmiechem wyszłam na podwórko. Spojrzałam na zegarek, była dopiero dwunasta.
- Młoda co powiesz  na zakupy.
- Jestem za, ale to dla ciebie nie za męczące?
- Nie zachowuj się jak Louis. Chodź, moja córka musi w czymś chodzić i tobie też przyda się parę sukienek.
- Nie! Amy ja nie noszę sukienek.
- To zaczniesz, chodź z ciężarną nie wolno się kłócić.
Na zakupach spędziłyśmy dwie godziny. Lottie kupiła sobie mnóstwo rzeczy. Kupiła sobie szorty, koszulkę w paski i adidasy <klik>, spódnicę w kwiatki i białą koszulkę <klik> , białą sukienkę w granatowe cienkie paski i sandały <klik>, jeansy, sweterek i bluzkę w paski <klik>, przetarte czarne rurki i białą bokserkę <klik>, sukienkę w kwiatki i balerinki <klik>. Kupiłam też mnóstwo ciuszków dla małej. Zjadłyśmy obiad na mieście i wróciłyśmy do domu. Siedziałyśmy na kanapie i oglądałyśmy głupi serial.
- Amy, możemy porozmawiać?
- Jasne- odpowiedziałam odwracając wzrok od ekranu.
- Ale tak poważnie.
- Już się boję.
- Ja też, nie powiesz Louisowi, ani Niallowi.
- Nie powiem, obiecuję. Lottie co się dzieje?- zapytałam zaniepokojona.
- Chciałabym to zrobić z Niallem, ale się boję.
- To znaczy, że nie jesteś gotowa. Niall na ciebie naciska?
- Nie, Niall w życiu. W szkole gadają.
- Nie przejmuj większość, ściemnia. Jak będziesz gotowa to wcale nie będziesz się bać, a Niall na pewno zrozumie, że nie chcesz się spieszyć. Jeszcze jakieś poważne tematy do obgadania?
- Nie. Pójdę się położyć.
- Dobranoc Lottie.
Sama poszłam za przykładem dziewczyny. Położyłam się do łóżka i nawet nie czekając na telefon Louisa zasnęłam. Obudziłam się w środku nocy. Całe łóżko było mokre, a mnie strasznie bolał brzuch. Przerażona doszłam do pokoju szesnastolatki.
- Lottie.
- Tak?- zapytała zaspana.
- Dzwoń po karetkę, wody mi chyba odeszły.
- Co, tak wcześnie? Już dzwonię.



No napisałam, nie wiem kiedy nn. Mile widziane komentarze i do następnego.

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 30 Są różne rodzaje miłości.

Amelia
Coraz szybciej zbliżał się wrzesień, a Lottie chodziła coraz bardziej smutna.  Dosłownie uśmiechała się przy Niallu. Całą trójką usiedliśmy do kolacji. Szesnastolatka grzebała niemrawo w talerzu. Strasznie szkoda mi jej było.
- Louis powiedz jej w końcu bo się nam dziewczyna zagłodzi.- rozkazała mężowi.
- Co ma mi powiedzieć?- zapytała Lottie podnosząc głowę do góry.
- Wiesz siostra rozmawiałem z mamą i zgodziła się, żebyś mogła zostać z nami.
Niebieskie oczy zaświeciły się radośnie. Wstała od stołu i przytuliła brata.
- Podziękowania należą się mojej żonie. - powiedział Lou, a ta zaczęła mnie przytulać.
- No chyba podoba ci się perspektywa mieszkania z płaczącym dzieckiem.- zaśmiałam się.
- Fajnie będzie.- stwierdziła.- Lou mogę iść do Nialla. Proszę, proszę braciszku.
- A idź tylko niech cię później odwiezie. 
- Dziękuję.
Wybiegła z jadalni. Po chwili usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi. Z Louisem zaczęliśmy się śmiać. Mój mąż pozmywał naczynia, a ja siedziała na kanapie. Straszliwie bolały mnie plecy. Dołączył do mnie Lou z popcornem. Oglądaliśmy jakiś film, praktycznie siedziałam na jego kolanach. Louis z jękiem się ode mnie odsunął.
- Kochanie nie znęcaj się nade mną.- powiedział.
- Ja się znęcam?
- Mam na ciebie taką ochotę, że ledwo się powstrzymuję. Nie chcę zrobić wam krzywdy.- odpowiedział, a ja się zaśmiałam.
- Fajnie wiedzieć, że chociaż wyglądam jak hipopotam to nadal cię pociągam.
- Nie wyglądasz jak hipopotam, jesteś najpiękniejsza na świecie.- pocałował mnie policzek.
- Lou, ja muszę jutro zajść do pracy.- powiedziałam.
- Do pracy, Amy jesteś na zwolnieniu.
- Tak, ale ja się nudzę i napiszę może kilka artykułów. Lou ty zaraz jedziesz na dwa tygodni, a ja się będę nudzić i tęsknić. Muszę się czymś zając. Lepsze pisanie artykułów niż malowanie ścian.
- No dobra jutro pojedziemy do redakcji.
- Dziękuję.- cmoknęłam go w usta.- Śpię dzisiaj na kanapie.
- Co? Czemu?- zapytał.
- No bo nie chce mi się ruszać. Plecy mnie bolą.
- Oj ty moje biedactwo.
Lou podniósł się z kanapy i wziął mnie na ręce. Sprawiał wrażenie, że nic dla niego nie ważyłam, a jak ostatnio ustałam na wagę to sama się przeraziłam. Położył mnie na łóżku. Kilka chwil później smacznie sobie spałam. Musiałam obudzić się w środku nocy. Głodna byłam jak cholera. Po cichu, żeby nie obudzić Louisa wstałam z łóżka. Jakoś ostatnio byłam strasznie niezdarna. Walnęłam się nogą w nóżkę od naszego łóżka.
- Cholera jasna. Głupia nóżka.- powiedziałam.
- Co się stał?- zapytał zaspany Lou.
- Nic tylko się uderzyłam. Śpij.
- Gdzie idziesz?
- Głodne jesteśmy.- odpowiedziałam.
- Było mnie obudzić kochanie.
- Przecież sama mogę sobie zrobić jeść.
- Chodź i nie dyskutuj.
Louis uparł się i zrobił mi jeść. Trochę się dziwnie na mnie patrzył jak poprosiłam o masło orzechowe i ogórki.
- Dobra ponoć w ciąży je się strasznie dziwne rzeczy. Mam nadzieję, że cię mdłości nie będą męczyć.
- Przeszły mi już dawno. Dziękuję pyszne było. Idziemy spać?
- Tak.
Poszliśmy na górę, tylko ja najpierw musiałam do łazienki. Obudziłam się dość wcześnie jak na moje standardy, ostatnio potrafiłam spać. Louis obok nie było. Poszłam wziąć szybki prysznic. Ubrałam się w jeansy i wielką bluzkę. Zeszłam na dół gdzie siedział mój poddenerwowany mąż.
- Co się stało?- zapytałam.
- Lottie nie wróciła na noc.- odpowiedział.
- Pewnie została u chłopaków.- stwierdziłam i poszłam do kuchni.
- No i tego się boję.- powiedział idąc za mną.
- Przecież oni się nią zajmą.
- Tak, a jeśli ona i Niall, no wiesz...
- Co mam wiedzieć?
- No spali ze sobą.- odpowiedział.
- Weź przestań się zachowywać jak nadopiekuńczy ojciec, bo jeszcze nim nie jesteś. Kotku, Lottie to odpowiedzialna dziewczyna i na pewno nie zrobi nic głupiego, a Niall do niczego jej nie zmusi. Przecież go znasz, to najbardziej nieśmiały chłopak jakiego znam.
- A co jeśli? Nie chcę, żeby jej się krzywda stała.
- Zaufaj swojemu przyjacielowi i siostrze. 
- No ja im ufam, w pewnym sensie. Czemu jej nie odwiózł?- jęknął wyprowadzając mnie tym samym z równowagi. 
- Louis do jasnej cholery, nawet jeśli się przespali to ich sprawa. Oni będą w najgorszym wypadku rodzicami. Z łaski swej przestań się tak zachowywać bo mnie to kurwa drażni.- krzyknęłam.
- Dobra, ale ty nie przeklinaj. 
- Jak mnie nie będziesz wyprowadzał z równowagi to nie będę przeklinać. Chodź pojedziemy do tej redakcji.
- A śniadanie?
- Odechciało mi się jeść. Chodź bo pojadę sama. 


No wiem krótki wyszedł, no ale cóż nic lepszego nie wymyślę. Mile widziane komentarze i do nastepnego.

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 29 Miłość zawsze jest nowa

Muzyka
Lottie
Siedziałam u chłopaków na kanapie, czekałam na Nialla bo chciał coś mi powiedzieć. Oglądaliśmy wszyscy jakiś głupi film. Do domu wszedł Niall w towarzystwie jakiejś blondynki. 
- Chłopaki chciałbym wam przedstawić Maye.- powiedział.
Trója przyjaciół wstała z kanapy i zaczęła mu gratulować dziewczyny. Kiedy wszyscy się od niego odsunęli ja podeszłam.
- Szczęścia życzę.- powiedziałam i wyszłam.
Ze łzami w oczach czekałam na autobus, który zawiózłby mnie do domu Louisa. Wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Z płaczem rzuciłam się na łóżko. Nie możliwe, że tak bardzo go kocham. Włączyłam radio i poszłam do łazienki. 
Niall
Choler, czy akurat dzisiaj musiała przyjechać Maya. Do tego chłopacy wymyślili, że to moja dziewczyna, a to tylko przyjaciółka.Patrzyłem na Lottie.
- Szczęścia życzę.- powiedziała i wyszła.
- Cholera. Lottie zaczekaj. - wybiegłem za nią, ale jej nigdzie nie było.
Wróciłem do środka tylko po kluczyki do auta. Najpierw pojechałem do parku. Przeszukałem go wzdłuż i wszerz. Nidzie jej nie było. Nie odbierała też telefonu. Pojechałem do domu Louisa. Drzwi były otwarte, a na podjeździe stał samochód Lou. Wpadłem do domu. Amy stała w korytarzu.
- Niall coś ty taki blady?- zapytała.
- Lottie.- tyle zdołałem wykrztusić i pobiegłam na górę.
- Niall leć na dół po bandaże.- rozkazał mi Louis zanim zdążyłem cokolwiek zobaczyć.
Był przerażony, posłuchałem go od razu. W łazience na dole znalazłem bandaże, Amy przestraszona poszła na górę za mną. 
Amelia
Przerażona patrzyłam jak Louis kładzie na łóżku nieprzytomną Lottie. Niall był blady jak ściana, myślałam, że zaraz zemdlej.
- Może ja zadzwonię po karetkę?- jakoś udało mi się coś powiedzieć.
- Nie, budzi się już.- powiedział Lou.
- Co jest?- zapytała przyglądając się nam wszystkim. 
Poczułam łzy na policzkach. Usiadłam na krzesło stojące przy biuru.
- Co ty do jasnej cholery chciałaś zrobić?- zapytał Louis wzburzony.- A ty miałeś jej pilnować. Myślałem, że chodź trochę ci na niej zależy. Gdybyśmy nie wrócili ona by już nie żyła. Jak mogłeś jej nie dopilnować.
- Lou to nie jego wina.- zaczęła go bronić Lottie.
- Zamknij się. W każdej chwili mogę cię wysłać do mamy. Ona się z tobą rozmówi. Myślałem, że coś do niej czujesz, chyba się pomyliłem.
- Bo czuję.- powiedział po cichu.
- Co?!- zdziwiła się szesnastolatka.
- Lou dajmy im spokojnie porozmawiać.
Złapałam chłopaka za rękę i wyciągnęłam z pokoju. Gdy byliśmy na dole przytuliłam się do niego i po prostu zaczęłam płakać.
- Nie płacz kotku.
- Wiesz ja ostatnio bardzo często płaczę. To ciąża.
- Tak, tak.- on też miał łzy w oczach.
- A ty czemu płaczesz, przecież w ciąży nie jesteś.
- Ja płaczę kiedy ty płaczesz.- odpowiedział i mnie pocałował.
Minęły dobre dwie godziny, a z góry nie zeszło, żadne z nich. Poszliśmy na górę. Drzwi nadal były otwarte. Na łóżku siedział Niall z Lottie do tego się całowali. Dobrze, że sobie nic nie zrobiła. Głupia dziewczyna.
- Coś mi się zdaje, że ona tak łatwo nie będzie chciała wyjechać.- powiedziałam.
- Mi też. Co teraz zrobimy.
- Coś się wymyśli? Najpierw muszę coś zjeść. Głodne jesteśmy.
- Na co macie ochotę?- zapytał.
- Na szarlotkę z lodami i bitą śmietaną.- odpowiedziałam po chwili namysłu.
- Już się robi. Kochanie skąd ja ci wytrzasnę tej szarlotki?
- Pomysłowy jesteś, na pewno dasz radę.- pocałowałam go w usta.
- Pojadę i kupię, niedługo wracam.
Louis pojechał do sklepu a ja oglądałam telewizję. Wrócił po godzinie z masą zakupów. Poszłam za nim do kuchni.
- Gdzie szarlotka?- zapytałam.
- Upiekę ci.- odpowiedział mi.
- Co? Louis przecież ty nie umiesz.
- Nauczę się, mam przepis. Trochę wiary kochanie.
- Tylko kuchni nie spal.- wróciłam do salonu.
Z kuchni od czasu do czasu dochodziły jakieś przekleństwa, nie miałam zamiaru sprawdzać co się tam dzieje. Jak coś spadło z głośnym hukiem na ziemię. Po prostu nie wytrzymałam. Zerwałam się z kanapy, na tyle na ile pozwalał mi okrągły brzuszek i tam poszłam. Louis zbierał resztki mojego wazonu.
- Przepraszam zbiłem niechcący wazon.- powiedział.
- Widzę, kupię sobie. Uważaj bo się skaleczysz.
- Dobrze kochanie.- wszystkie szczątki mojego wazonu znalazły się w koszu.- Upiekłem dla ciebie szarlotkę.- pokazał na ciasto stojące na blacie.
- To mi nałóż.
Siedzieliśmy w salonie zajadając się naprawdę dobrą szarlotką. Myślałam nad Lottie i Niallem, dziewczyna przecież za dwa tygodnie będzie musiała wracać do domu.
- Może niech przeniesie się na stałe do nas.- zaproponowałam.
- Chcesz, żeby moja młodsza siostra z nami zamieszkała?
- Tak. Ona z miłości chciała się zabić, nie chcę wiedzieć co zrobi z tęsknoty.
- Porozmawiam z mamą, ale na razie nic jej nie mów to będzie niespodzianka.




No i jest kolejny. Mam nadzieję, że się wam podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 28 Nie wiem czy życie jest sil­niej­sze od śmierci, ale miłość była sil­niej­sza od obu.

Amelia
Stałam przed lustrem ubrana już w białą suknię. Włosy miałam rozpuszczone, do tego lekki makijaż. Dłoń położyłam na swoim brzuchu. Uśmiechnęłam się czując kopnięcia. Rozległo się pukanie do drzwi. 
- Amy chyba nie chcesz się spóźnić na własny ślub. - usłyszałam głos mojej rodzicielki.
- Nie mamo. Już wychodzę.
Przejrzałam się ostatni raz w lustrze. W myślach powtarzałam słowa przysięgi. Razem z Louisem postanowiliśmy napisać je samemu. Dopiero wczoraj swoją skończyłam. Z komody wzięłam bukiet z białych róż i wyszłam. Do ołtarza miał mnie zaprowadzić Greg. Już za chwilę zobaczę Louisa.
- Amy ja wiem, że ty nie widzisz mnie w roli twojego ojca, ale chcę żebyś wiedziała, że kocham twoją mamę i ciebie. Zależy mi na waszym szczęściu.
- Ja to wiem. Ja już miałam tatę. Bardzo się siedzę, że jesteś i opiekujesz się mamą.
Przytuliłam się do mężczyzny, kilka łez spłynęło po moich policzkach. Rozległa się muzyka. Greg trzymając mnie pod rękę poprowadził główną nawą w stronę ołtarza gdzie czekał Louis ubrani w garnitur. Przyszła pora na przysięgę. 
- Ja Louis Wiliam Tomilnson oddaję Ci moje serce z miłości. Od tej chwili i już przez całą wieczność ono należy do Ciebie. Chcę być twoimi przyjacielem, mężem i kochankiem. Oparciem w trudnych chwilach i obrońcą przed całym złem tego świata.Przysięgam Ci na świadków biorąc wszystkich tutaj zebranych oraz samego Boga wierność i miłość do ostatniego mego tchu. Tak mi dopomóż panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. 
Ze wzruszenia łzy popłynęły z moich oczu. Louis puścił moje dłonie i wytarł moje mokre policzki. Teraz ja zaczęłam mówić.
- Ja Amelia Georginia Mathway w kilku prostych słowach chcę Ci tylko powiedzieć, że moje serce bije tylko dla Cibie, a właściwie dzięki Tobie. Chcę żebyś był moim powietrzem, którym żyję, moim słońcem i centrum wszechświata. Obiecuję, że będę Cię wspierać w każdym marzeniu nawet tym szalony. Obiecuję też, że Cię nigdy nie opuszczę tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Amelio przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen.
- Louise przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen.
Na moim palcu znalazła się złota obrączka, ta samo jak na palcu Louisa.
- Ogłaszam was mężem i żoną, możesz pocałować pannę młodą.
Louis złożył delikatny pocałunek na moich wargach. Łzy ciągle leciały mi z oczu. Trzymając się za ręce wyszliśmy z kościoła. Wszyscy składali nam gratulacje.
Kilka dni później
W końcu wróciliśmy do domu. Louis zabrał mnie na taki mini miesiąc miodowy. Cały tydzień spędziliśmy nad morzem. Niall zgodził się pomieszkać u nas i zaopiekować się Lottie. Weszliśmy do domu. Lou wniósł nasze bagaże. 
- Nie ma ich.- stwierdziłam wyciągając klucze z torebki.
- Pewnie gdzieś wyszli. Otwieraj kochanie.
Otworzyła drzwi domu. Panował tam porządek a spodziewałam się najgorszego.
- Patrz Lou nasz dom jeszcze stoi.- zaśmiałam się.- I jest w nienaruszonym stanie.
- A tak się bałaś.- pocałował mnie w policzek i poszedł na górę.
Louis
Jednak w domu ktoś był. Z pokoju Lottie dochodziła muzyka, której nie było słychać na dole. Zniosłem bagaże do naszej sypialni i zapukałem do drzwi pokoju mojej siostry.
- Lottie wróciliśmy gdzie Niall.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Złapałem za klamkę. Pokój był pusty. Coś mnie tknęła i jak wyłączyłem muzykę  zacząłem dobijać się do łazienki. Po jednym uderzeniu drzwi się otworzyły. Moje serce zamarło ze strachu.


Jest kolejny mam nadzieję, że się podobał. Wiecie co następny dodam we wtorek. Jak ja kocham matury cały tydzień mam jeszcze wolne. Poskaczę sobie z radości. Mile widziane komentarze i do następnego.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 27 Miłości nigdy dosyć

Amelia
Siedzieliśmy sobie z Louisem w salonie na kanapie kiedy z góry dobiegł nas dziewczęcy pisk. Po chwili siostra Louisa zbiegła na dół.
- On jest śliczny. Dziękuję Amy.- Zaczęła się do mnie tulić.- Cudowny jest ten pokój.
- Za pokój dziękuj Louisowi. Ja o niczym nie wiedziałam.
- Dziękuję braciszku- powiedziała już mniej entuzjastycznie.
- No wiesz ty jesteś straszna.- Zauważył Louis.- Zero wdzięczności dla brata.
- Przecież powiedziałam dziękuję. Lou czepiasz się.
- Widzisz Louis czepiasz się- stwierdziłam ze śmiechem.- Lottie zaraz idziemy do chłopaków. Idź się szykuj.
Dziewczyna od razu pobiegła na górę, a ja została sama ze swoim narzeczonym. Chłopak wciągnął mnie na kolana. Patrząc mi w oczy powiedział.
- Ona bardzo cię lubi, właściwie wszystkie cztery cię lubią. Moja mama i tata też. Cieszy mnie to.
- Mnie też- stwierdziłam i delikatnie go pocałowałam.
Louis pogłębił pocałunek, jego dłonie znalazły się pod koszulką na moim ciążowym brzuszku. Z niebywałą ostrożnością ułożył mnie na kanapie nawet nie odrywając się od moich ust. Moim światem był teraz ocean znajdujący się w jego niebieskich oczach. Lou zaczął podwijać moją bluzkę coraz wyżej i gdyby nie Lottie już by leżała gdzieś na ziemi.
- Ja już jestem... Ups... Już się odwracam.
Ze śmiechem odepchnęła od siebie Louisa, który wydał niezadowolony jęk. Poprawiłam swoją bluzkę i włosy. Spojrzałam na blondynkę, jeansy i koszulkę z wielkim kwiatem przebrała się w czarne szorty i zapinaną bluzeczkę na ramiączkach <klik>. Pojechaliśmy do chłopaków. Od razu było widać, że Niall nie jest obojętny dla Lottie. Zaczęli z nami oglądać film, ale po jakiejś godzinie, zabierając cały popcorn poszli na górę. Louis spojrzał zaszokowany na parę wchodzącą po schodach, a później na mnie. Posłałam mu szeroki uśmiech i z powrotem oparłam się o jego tors.  Film był cholernie nudny. Chłopacy włączyli jakiś wyciskacz łez trwający przeszło cztery godziny.
- Nigdy więcej nie pozwolę wam wybierać filmu- jęknęłam przeciągając się.- Nie mam problemu z zasypianiem, tak mi się przynajmniej zdaje.
- Myśleliśmy, że będzie fajny- zaczął bronić się Harry.
- Nigdy więcej. Co Lou wracamy do domku?
- Tak- zgodził się ze mną.- Pójdę po Lottie.
Mój narzeczony poszedł na górę, a ja dalej siedziałam na kanapie. Położyłam rękę na moim brzuchu. Czułam kopnięcia, wcale nie delikatne. Jak na taką małą istotkę miała bardzo dużo siły.
- Moja chrześniaczka kopie?- zapytał Harry.
- No ruchliwa jest- powiedziałam z uśmiechem.- Jak chcesz się do czegoś przydać to pomóż mi wstać. 
Harry pomógł mi się podnieść. Z góry zszedł Lou, ale bez Lottie. Spojrzałam na niego pytająco.
- Śpi, nie będę jej przecież budził. 
- No nie.
Pojechaliśmy do domu.
Kilka dni później
Leżałam na łóżku, Lou był w łazience. Muszę z nim poważnie porozmawiać. Mój narzeczony wyszedł z łazienki tylko w bokserkach. 
- Ale masz poważną minę- stwierdził.
- Lou możemy porozmawiać?
- Oczywiście kochanie.
Usiadł obok mnie na łóżku i już swoim stałym zwyczajem położył dłoń na moim brzuchu.
- Dobrze to o czym musimy porozmawiać? Minę masz jakby ktoś umarł.
- Weźmy ten ślub.
- Weźmiemy kochanie, sama mówiłaś, że jak urodzi się nasza córeczka.
- Chcę wziąć go teraz, przecież nie wiadomo co się może stać. Louis doskonale wiesz jakie jest zagrożenie.
- Czemu do jasnej cholery od razu zakładasz najgorsze?! Nic ci nie będzie. Amy nawet nie waż się myśleć, że pozwolę ci odejść. 
- Ja nie chce umierać, po prostu jakby zdarzyło się najgorsze... Louis kocham cię ponad życie i chciałabym być twoją żoną. Nawet jeśli miałabym pożegnać się z tym światem za parę miesięcy.
- Przestań tak mówić. Przestań.- widziałam łzy w jego oczach.- Proszę cię przestań tak mówić. Razem wychowamy naszą córeczkę. Razem rozumiesz.
- Lou to ty zrozum mnie.
- No właśnie nie mogę. Zachowujesz się jakby to były ostatnie chwilę spędzone razem. Dobrze weźmiemy ten ślub. Zrobią wszystko żebyś była szczęśliwa.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju.


Dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 26 O miłości wiemy niewiele


Amelia
Czekaliśmy na korytarzu w klinice ginekologicznej na naszą kolej.  Louis był od rana taki pogodny i szczęśliwy, że zobaczy swoje dziecko.  Ja również. On się upierał oczywiście, że to będzie chłopiec, ja raczej  przypuszczałam, że dziewczynka. Mniejsza oto i tak wiedzieliśmy, że  będziemy je kochać.
-Amy, chodź- pociągnął mnie za rękę, kiedy nadeszła nasza kolej.
Weszliśmy do gabinetu, ja od razu wylądowałam na fotelu, a Lou obok trzymając moją dłoń w uścisku.
-Dobrze, a teraz możemy oglądać to maleństwo ba monitorze.  Chcą się państwo dowiedzieć o płci dziecka ?- zapytała lekarka.
- Tak trzeba przecież udowodnić, że ja mam rację.
- Tak tak kochanie.
Lou coraz mocniej trzymał mnie za rękę. Nie możliwe, żeby aż tak się denerwował. 
- To dziewczynka.- powiedziała lekarka.
Siedziałam na krześle przy biurku, a kobieta wypisywała mi witaminy. Nagle Lou wstał.
-Zaraz wracam kochanie- szepnął mi do ucha i opuścił gabinet.
Louis
Byłem  tak cholernie szczęśliwy. Wyobrażałem sobie tą małą istotkę w moich  ramionach ze ślicznymi oczkami Amelii. Moja mała dziewczynka.
-Louis wszystko dobrze?- usłyszałem melodyjny głos za swoimi plecami.
Odwróciłem się z uśmiechem na twarzy.
-Oczywiście skarbie. Po prostu bardzo się cieszę- zapewniłem ją. Nieświadomie po moich policzkach poleciały pojedyncze łzy. Ukochana starła mi je i musnęła wargami moje usta. Szczęśliwi wróciliśmy do naszego, nowego domu. Wzięliśmy wcześniej spakowane rzeczy i pojechaliśmy do mojego rodzinnego domu.
- Lou co jeśli oni nie chcą wnuka?- zapytała.
- Kto?
- No twoi rodzice, przecież to może zniszczyć twoją karierę.
- Po pierwsze oni się ucieszą, po drugie co ma nasza córeczka do mojej kariery. O ile wiem mam prawo do rodziny i kiedy ją założę nie ma najmniejszego znaczenia.
- Ale ja nie chce żebyśmy w czymś ci przeszkadzały.
Teraz to mnie wyprowadziła z równowagi. Zatrzymałem samochód i włączyłem światła awaryjne. Amelia patrzyła na mnie zaszokowana. Właśnie stałem na środku jezdni. Wolałem zostać strąbiony niż zabić moją rodzinę. Ona chyba kocha wyprowadzać mnie z równowagi.
- Proszę posłuchaj mnie. Wy nigdy w życiu nie będziecie mi przeszkadzać Liczysz się tylko ty i nasza córeczka. Nie wymyślaj mi nigdy więcej takich głupot. Zrozumiano?
Amy twierdząco pokiwała głową Złapałem jej twarz w dłonie. Spojrzałam w jej zielone oczy i delikatnie ją pocałowałem.
- Jeszcze jakieś kwestie do omówienia? Mogę jechać dalej?
- Możesz.- odpowiedziała.
Ledwo zdążyłem ruszyć kiedy zatrzymała mnie policja. Musiałem mieć zabawną minę, bo moja ukochana zaczęła się śmiać. Kiedy policjant pojawił się w oknie spuściłem szybę.
- Proszę prawo jazdy i dowód rejestracyjny pojazdu. 
Zgodnie z prośbą funkcjonariusza z portfela wyjąłem odpowiednie dokumenty.
- Czemu urządził pan sobie postój na środku ulicy?- zapytał.
- Widzi pan tę piękną kobietę?- zapytałem wskazując na Amy.- Czasem zadaje głupie pytania. Musiałem wytłumaczyć jej bardzo ważną rzecz. Może pan mi wypisać mandat.
- A co pan takiego tłumaczył, że nie mogło to poczekać?
- Wymyśliła, że ona i moja przyszła córeczka będą mi w czymś przeszkadzać Wytłumaczyłem jej, że ona jest najważniejsza. Widzi pan to była bardzo ważna rzecz.
- Ważna- stwierdził.- Pan na prawdę jest Louis Tomilnson?
- Tak, mogę jeszcze pokazać dowód.
- Nie, nie trzeba. Mógłbym prosić o autograf dla córki?
- Tak.
Policjant podał mi bloczek z mandatami. Podpisywałem się na dziwnych rzeczach, ale to był pierwszy autograf na mandacie. W końcu mogliśmy jechać dalej. Amy śmiała się na fotelu obok.
- Upiekło ci się.- stwierdziła- Louis jesteśmy głodne.
Wszystko dla moich dziewczynek.
Zjechałem na stację paliw. Moje dziewczyny jak na razie muszą się zadowolić frytkami Dokupiłem do tego gorącą czekoladę i paluszki.
- Jesteś wspaniały.- stwierdziła biorąc się za jedzenie.
W końcu dojechaliśmy do Doncaster. Wysiadłem z samochodu i otworzyłem Amelii drzwi. Moja dziewczyna chyba nie miała zamiaru wysiadać. 
- Kotku co się dzieje?- zapytałem kucając i łapiąc jej dłonie w swoje. Moje słoneczko nawet na mnie nie spojrzało.
- Boje się.- powiedziała cicho.
- Czego?
- Że pomyślą, że złapałam cię na dziecko.
- Amy, kochanie nikt tak nie pomyśli.
- Na pewno?- zapytała podnosząc wzrok na mnie.
- Na pewno kochanie. - pocałowałem ją lekko.
Trzymając ją za rękę poprowadziłem ją do drzwi domu. Nadal byłą spięta. Pocałowałem ją w policzek i wyszeptałem wprost do jej ucha.
- Jestem przy tobie.
Weszliśmy do środka. Mama i moje siostrzyczki siedziały na kanapie. Od razu jak nas zobaczyły to oderwały się od swojego zajęcia.Wszystkie cztery tuliły się do mojej Amy. Czułem się nieco zazdrosny. Chociaż moja mama mnie przytuliła.
- Co przez cztery miesiące się nieco zmieniło?-zapytała mama patrząc na widoczny brzuszek Amelii.
- Tak mamo- potwierdziłem.
- Gratulacje synku.- przytuliła mnie jeszcze raz.
Siedzieliśmy przy stole. Dziewczynki poszły już spać. Z moich sióstr została tylko Charlotte.
- Nie będzie wam przeszkadzać?- zapytała mama
- Nie mamo. Lottie naprawdę może u nas zamieszkać. To kiedy mała zaczynasz warsztaty?
- Za tydzień.- odpowiedziała mi siostra.
- My wracamy do Londynu pojutrze więc od razu cię zabierzemy.
- Dziękuję Louis.- wstała z krzesła i mnie przytuliła.
- Wiesz jej też trzeba podziękować.- powiedziałem po cichu i wskazałem na Amy.
- Wiem braciszku.-teraz podeszła do Amelii i ją przytuliła.- Dziękuję Amy.
- Nie ma za co. Przyda mi się jakieś damski towarzystwo.
- Wiecie jakiej płci będzie dzidziuś?- zapytała mama.
- Mamo będziesz miała wnuczkę.
Amelia
Pomagałam Lottie się pakować. Louis wszystko sumiennie znosił do samochodu. W kącie pokoju stała gitara.
- Lubisz grać?- zapytałam dziewczyny. 
- Kiedyś się uczyłam, ale mi nie wychodzi.
- Poproś Nialla to cię nauczy.
Szesnastolatka zarumieniła się na wzmiankę o blondynku. Chciała coś powiedzieć, ale do pokoju wszedł Louis. Ten to ma wyczucie czasu. Jak będziemy w Londynie to muszę z nią porozmawiać.
- To wszystko?- zapytał.
- Lou jeszcze tylko ta torba.- powiedziałam nieco zirytowana.
- Chyba w czymś przeszkodziłem. Już mnie nie ma.
Wziął czarną torbę i wyszedł. Dziewczyna wpatrywała się w gitarę.
- Lottie czy tobie podoba się nasz głodomorek? - zapytałam. Dziewczyna twierdząco pokiwała głową.
- To nie ważne. Ja jestem tylko młodszą siostrą jego przyjaciela. Dla niego jestem tylko małolatą.
- Czemu tak sądzisz?
- Bo to prawda Amy. Nawet Louis traktuje mnie jak małe dziecko. Będę tam tylko przez dwa miesiące.- powiedziała smutna.
- Lottie nie przejmuj się. 
Podeszłam do nastolatki i ją przytuliłam. Trochę się zaniepokoiłam jak poczułam jakiś ruch.
- Rusza się.- stwierdziła i przyłożyła rękę do mojego brzucha. Na jej słowa szeroko się uśmiechnęłam.
- Mogę wejść? Czy nadal macie swoje tajne posiedzenie?- zapytał Louis pukając.
- Już możesz.- powiedziałam.
Chłopak wszedł do pomieszczenia. Przytulił mnie i spojrzał na swoją siostrę.
- To co gotowa?
- Tak.- odpowiedziała mu nastolatka. 
Pożegnaliśmy się z resztą i pojechaliśmy do domu.


No i napisałam kolejny. Mam nadzieję, że się wam podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 25 Miłość jest najczęściej ślepym trafem.

Amelia
- Nie.- odpowiedziałam.
Louis zrobił smutną minkę. Zaczął podnosić się z klęczek. Uśmiechnęłam się szeroko i go powstrzymałam. Teraz oboje klęczeliśmy na przeciwko siebie.
- Żartowałam.- powiedziałam próbując się nie śmiać.- Lou oczywiście, że za ciebie wyjdę.
- Ale ja już nie chcę.- powiedział.
Wstał i zaczął iść w przeciwnym kierunku. Patrzyłam oniemiała na to co robi. Wstałam i otrzepałam spodnie.Poczułam jak ktoś mnie obejmuje w tali i podnosi do góry.
- Lou co ty robisz.
- Biorę co moje.- odpowiedział i namiętnie wpił się w moje usta.- Za karę nie dostaniesz pierścionka, a taki ładny ci kupiłem.
- Nie dostanę. Ale ja chce pierścionek.
- Musisz mnie ładnie przeprosić, to dostaniesz.
Uśmiechnęłam się i namiętnie go pocałowałam. Odwzajemnił mój pocałunek. Językiem muskał moje podniebienie.
- Przeprosiny przyjęte?- zapytałam odrywając się od niego.
- Prawie.- odpowiedział i tym razem on zaatakował moje usta.- Masz talent do przepraszania.
- To dostanę ten pierścionek?- zapytałam.
- Oczywiście, że tak kochanie.
Po chwili na moim  palcu znalazł się naprawdę piękny pierścionek z białego złota i z blado różowym kamieniem.
- Jest śliczny kochanie. Teraz mógłbyś mnie postawić, bo czeka cię poważna rozmowa.
- Jaka rozmowa?- zapytał.
- Poważna, no chodź. 
Zaprowadziłam go na cmentarz. Przed wejściem kupiłam znicz i kwiaty, a właściwie Louis kupił bo ja nie wzięłam portfela. W ciszy szliśmy między grobami. 
- Cześć tatusiu.- powiedziałam zatrzymując się przed białą płytą nagrobną.- Muszę ci kogoś przedstawić. Tato to jest Louis, od dziś mój narzeczony, ale ty to pewnie wiesz. O dzidziusiu też wiesz?  Pewnie to twoja sprawka. No nic, dawno mnie nie było. Tęsknię za tobą.
Położyłam kwiaty i zapaliłam znicz. Lou przyglądał mi się z poważną minął. Podeszłam do niego i się przytuliłam. Starł moje łzy.
- Możemy już wrócić?- zapytałam.
- Tak idź przodem, bo muszę coś zrobić.
Zrobiłam jak kazał. Usłyszałam jeszcze jak Lou mówi:
- Zaopiekuję się nią i maleństwem.
Podbiegł do mnie i skierowaliśmy się w stronę domu. Byłam tak zmęczona, że Louis mnie niósł. Był gotowy przebierać mnie w piżamę. Jakoś sama sobie poradziłam. Wtuliłam się w Louisa i zasnęłam. Jak się rano obudziłam to Lou trzymał mnie w tali.
- Louis puść mnie.- powiedziała budząc go.
- Czemu?- zapytał zaspany.
- Bo mi jest niedobrze.
Lou automatycznie mnie puścił, zerwałam się z łóżka i pobiegłam prosto do łazienki. Zwróciłam wczorajszą kolację.
- Ty pewnie będziesz się nade mną znęcać jak twój tatuś.- powiedziałam do swojego brzucha.
- Ja się nad tobą znęcam?- zapytał Lou, który jakoś stał za mną.
- No, traktujesz mnie jak jajko. To dosyć wkurzające.
- Ja się po prostu martwię o ciebie, o was.
- No tak teraz masz o kogo.
- Nie marudź.
Zamknął mi usta pocałunkiem. Wsadził mi dłonie pod koszulkę. Odsunęłam się od niego.
- Lou moja mama jest w domu.- powiedziałam.
- No i co. 
- Louis nie. Wyjdź z łazienki bo chcę się wykąpać.
- A nie mogę z tobą?
- Nie Lou.
Tydzień później po ślubie mojej mamy z Gregiem wróciliśmy do Londynu. Lou ciągle coś załatwiał przez telefon. Nieco mnie to wkurzało. Wylegiwałam się na kanapie, bo nie miałam nic lepszego do roboty i oglądała jakiś głupi serial. Do salonu wpadł Louis.
- Kotku dość lenistwa, muszę ci coś pokazać.
- Znowu.
- Tak znowu. No chodź.
- Poczekaj przebiorę się. 
Poszłam na górę się przebrać z dresów. Założyłam jeansy i miętową, zapinaną koszulkę, na nogi założyłam vansy <klik>. Siedziałam w samochodzie i próbowałam wyciągnąć z Louisa gdzie jedziemy, ale on był nieugięty. Zatrzymał się przed ładnym domem.
- Lou co my tutaj robimy?- zapytałam.
- Będziemy mieszkać.- odpowiedział zadowolony. - Od dziś to nasz dom. Mam nadzieję, że ci się podoba.
- Jest fantastyczny.- stwierdziłam zgodnie z prawdą.
Weszliśmy do środka. przedpokój był biały z ciemnymi meblami, włożony jasnymi panelami. Szłam dalej za Louisem. Następny był salon w nowoczesnym stylu. Wystarczająco duży by pomieścić całe One Direction.  Czarne kanapy będą plamo odporne. Z salonu wchodziło się do jadalni. Przez szklane drzwi wychodziło się na taras. Przeszliśmy do kuchni. Dla odmiany ściany były brązowe, a meble kuchenne kremowe. Teraz zwiedliśmy piętro. Na korytarzu wisiało mnóstwo ramek na zdjęcia. Aż korciło, żeby je zapełnić. Lou zatrzymał się przed białymi drzwiami, otworzył je i puścił mnie przodem.  Za drzwiami krył się gabinet
- Pomyślałem, że przyda ci się miejsce do pracy.- powiedział.
- Oo Lou jest ślicznie.- zawiesiłam mu ręce na szyji i pocałowałam.
- Idziemy oglądać dalej?- zapytał.
- Tak.
 Byłam piekielnie ciekawa reszty pomieszczeń. Następna była sypialnia. Wielkie łóżko, ciemne meble i do tego moje zdjęcie. Odwróciłam się do Louisa i spojrzałam na niego pytająco.
- No co, bardzo lubię to zdjęcie.- odpowiedział i szeroko się do mnie uśmiechnął. 
W sypialni były jeszcze dwie pary drzwi. Otworzyłam jedne z nich. Moim oczom ukazała się garderoba, częściowo wypełniona rzeczami.
- To tu są moje ciuchy.
- Tak.
Drugie drzwi kryły za sobą wielką łazienkę. Bardzo piękna była ta łazienka. Nie dał mi się nacieszyć widokiem mojej nowej łazienki. Wyciągnął mnie na korytarz. Staliśmy przed kolejnymi drzwiami. Nie kwapił się do otworzenia ich. Sama nacisnęłam klamkę. Zakryłam dłonią usta, żeby nie jęknąć. Był to najpiękniejszy pokoik dziecięcy jaki widziałam. Louis nawet pomyślał o ramkach na zdjęcia. Pokoik był uniwersalny, nadawał się i dla chłopca i dla dziewczynki.
- Jaki śliczny.- powiedziała, a mój narzeczony odetchnął z ulgą.- Myślałeś, że mi się nie spodoba?
- Nie bałem się, że będziesz na mnie zła.
- Za co? Lou tu jest idealnie.
- To dobrze, że ci się podoba.- porwał mnie na ręce i zaczął kręcić.- Kocham cię.
- Ja ciebie też. 
W końcu postawił mnie na ziemi. Poczułam jego usta na swoich. Oderwaliśmy się od siebie tylko po to aby zaczerpnąć powietrza.
- Amy bo ja mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- stwierdził
- Jaki?
- Lottie ma warsztaty plastyczne przez całe wakacje tutaj w Londynie, mogła by u nas pomieszkać przez te dwa miesiące?
- Tak. Lou ja nie mam nic przeciwko.
- To dobrze. Dla niej pokój też mam.- pociągnął mnie na sam koniec korytarza.- Spodoba się jej? - zapytał otwierając drzwi.
- Tak.- odpowiedziałam. 
Pokój był bladoróżowy, z ciemnymi meblami. Bardzo ładny, idealny dla nastolatki. 
- Dobra to mam jeszcze jedno pytanie.
- Louis ile jeszcze tych pytań?- zapytałam ze śmiechem.
- To powinno być ostatnie.- odpowiedział mi.
- Dobra to pytaj.
- Wiesz musimy jeszcze powiedzieć mojej mamie. Zastanawiałem się kiedy byśmy pojechali do Doncaster.
- Kiedy tylko będziesz miał wolne. Lou ja siedzę na zwolnieniu.
- Dobrze to może jutro? Paul dał nam kilka dni wolnego.
- Dobrze to jutro po lekarzu.
- No tak zapomniałem.- walną się ręką w czoło.- Już jutro się dowiem czy będę miał córeczkę czy synka.
- Tak jutro się dowiesz.- zaśmiałam się.




Ale wam numer wywinęłam, no myśleliście że ona się nie zgodzi. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Miel widziane komentarze i do następnego.