niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 32 Trudno wierzyć w cuda

Louis 
Szykowałem się na wywiad. Miałem zamiar jeszcze zadzwonić do mojej Amy. W tej samej chwili co ja wybierałem do niej numer dostałem sms'a.
A:"Ja i twoja córeczka jesteśmy zmęczone. Idziemy spać. Tęsknię, Kocham i Dobranoc :*"
Oprócz wiadomości był jeszcze plik dźwiękowy. Niewiele myśląc odtworzyłem go. Przez kilka minut wzruszony wsłuchiwałem się w bicie serduszka mojej córeczki. Uśmiechnąłem się do telefony. Po chwili schowałem go do kieszeni. Wyszedłem z mojej sypialni i poszedłem do pokoju Harry'ego. Jak zwykle był jeszcze niegotowy. Biegał w bokserkach po pokoju, w którym panował straszny. Niby to ja jestem bałaganiarzem. 
- Harry za pół godziny mamy wywiad, a ty jesteś jeszcze nie gotowy.
- Nie mogę znaleźć spodni- jęknął.
- Jakbyś tak nie bałaganił to byś mógł je znaleźć. Jak ty tego dokonałeś w tak krótkim czasie?
- Normalnie- odpowiedział.- Ty tyle nie gadaj tylko lepiej mi pomóż.
Ze śmiechem zabrałem się za szukanie tych jego spodni. Po chwili trzymałem parę jego jeansowych rurek. Rzuciłem nimi w przyjaciela. Loczek w błyskawicznym tempie i razem dołączyliśmy do reszty czekającej na nas w holu. Pojechaliśmy do studia.
- Zaczynacie Live While We're Young- poinstruował nas Paul.
Liam
Hej dziewczyno, czekam na Ciebie,
Czekam na Ciebie
Podejdź i daj mi się porwać
Niech będzie uroczyście, uroczyście
Pogłośniona muzyka,  zamknięte okna
Zayn
Tak, będziemy robić to co robimy
Będziemy udawać, że jesteśmy fajni
I o tym wiemy
Tak, będziemy robić to co robimy
Po prostu udając, że jesteśmy fajni 
Więc tego wieczoru...
Razem
Szalejmy, szalejmy, szalejmy
W tym momencie rozdzwoniła się moja komórka. Chłopacy spojrzeli na mnie zaszokowani. Zawsze wyciszam go na koncerty i wywiady. Wyjąłem go z kieszeni. Dzwoniła Lottie. Wcale się nie zastanawiałem tylko odebrałem.
- Młoda nie mogę rozmawiać- powiedziałem.
- Amy...- zaczęła szlochając. 
Teraz gówno obchodziła mnie wywiad. Z telefonem przy uchu zszedłem ze sceny. 
- Co z nią?- zapytałem przerażony.
- Rodzi- odpowiedziała.
- Tak wcześnie? Lottie wsiadam w pierwszy samolot.
Rozłączyłem się i skierowałem w stronę wyjścia. Pobiegli za mną chłopcy oraz menadżer. Nie zatrzymałem się ani na chwilę. 
- Louis co ty do cholery wyprawiasz?
- Lottie do mnie zadzwoniła. Amy rodzi. Muszę tam być.
Złapałem taksówkę, do której wpakowali się wszyscy. Pojechaliśmy na lotnisko . Trzy godziny później lądowaliśmy w Londynie. Od razu pojechaliśmy do szpitala. Po kilku minutach błądzenia znaleźliśmy odpowiedni oddział. Moja siostra siedziała na korytarzu. Niall od razu do niej podszedł i wziął zapłakaną dziewczynę w ramiona. Poszedłem szukać kogoś kto mi udzieli informacji na temat mojej żony. W końcu trafiłem na jakąś pielęgniarkę.
- Chciałem się dowiedzieć co z Amelią Tomilnson.
- Kim pan jest?- zapytała lustrując mnie wzrokiem.
- Jej mężem- odpowiedziałem- Proszę mi powiedzieć co z moją żoną i córką.
- Córkę przewieziono na oddział dla wcześniaków, a żona nadal jest na sali operacyjnej. Więcej dowie się pan od lekarza. Proszę poczekać.
Wróciłem do chłopaków. Usiadłem na krześle i po prostu czekałem. Byłem bliski obłędu kiedy z sali wyszedł lekarz w niebieskim kitlu. Zerwałem się z krzesła.
- Pan jest mężem Amelii Tomilnson?- zapytał od razu.
- Tak.
- Proszę do mojego gabinetu.
Poszedłem za nim. Innego wyjścia nie miałem. Usiadłem na jednym z foteli zgodnie z poleceniem lekarza.
- Stan pani Amelii jest dosyć ciężki. Następne doba będzie decydująca. Teraz wszystko zależy od niej. 
- A z moją córką?
- Pańska córka jest wcześniakiem, urodziła się w 28 tygodniu ciąży. Na razie leży w inkubatorze. Na chwilę obecną tylko tyle mogę powiedzieć. 
- Czy ja mógłbym je zobaczyć? Przynajmniej na chwilę.
- Tylko chwila.
Obaj wstaliśmy z foteli. Najpierw zaprowadził mnie na oddział dla wcześniaków. Moja córeczka była strasznie malutka. Chwilę popatrzyłem przez szybę no moje dziecko i poszliśmy do Amy. Leżała blada wśród masy pikających urządzeń. Założyłem zielony fartuch i wszedłem na jej salę. Usiadłem na krześle i złapałem jej zimną dłoń.
- Nawet nie waż mi się odchodzić. Ciebie nawet nie można zostawić na kilka dni. Od razu coś musisz zrobić. No więc musisz się obudzić i zobaczyć naszą córeczkę. Jest strasznie mała i krucha jak jej mama. Muszę iść lekarz dał mi tylko chwilę.
Nachyliłem się nad nią i złożyłem delikatny pocałunek na jej czole. Ze łzami w oczach wróciłem do chłopaków. Wszyscy tam byli. Mia płakała wtulona w Harry'ego, a moja siostra siedziała na kolanach Nialla. Nawet Paul został.
- Odwołałem wszystkie koncert i wywiady w najbliższym czasie- powiedział.- Louis co z Amelią?
- Oni sami dokładnie nie wiedzą. Wiem tyle, że jej stan jest kiepski. A i mam córkę.
- Gratulacje stary.
- Dzięki.
Lekarz odesłał mnie do domu. Chłopacy zostali u mnie. Poszedłem do naszej sypialni. Łóżko nie pościelone i rzeczy walające się na podłodze. Boże, że mnie przy niej nie było. Jej telefon leżał na stoliku nocnym. Odblokowałem go i spojrzałem na tapetę. Było to zdjęcie które zrobiła nam Lottie z zaskoczenia. Trzymałem ręce na jej brzuszku i całowałem w nos. Chciałem się obudzić z tego koszmaru.
Daw tygodnie później
Stan Amy pozostawał bez zmian. Odwiedzałem ją codziennie, no i jeszcze moją córeczkę. Nawet jej jeszcze nie nazwałem. Siedziałem w sali u Amy i opowiadałem jej o wszystkim. Miałem nadzieję na jakąś reakcję z jej strony.  Do sali wszedł lekarz.
- Panie Tomilnson może pan zabrać córkę do domu- powiedział.
- Do domu? Na pewno?
- Tak. Pediatra nie widzi żadnych wskazań żeby dłużej trzymać małą w szpitalu.
- Dobrze, to ja pojadę do domu po rzeczy.
Przerażony wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu. Jak ja mam sobie poradzić sam z tą małą kruszynką. Dobrze, że Lottie była. Pojechałem po szesnastolatkę do szkoły. Zwolniłem ją z reszt lekcji.
- Jesteś blady jak ściana, co się stało?
- Mogę wziąć małą do domu. Ja chyba nie dam radę.
- Dasz- powiedziała zapinając zimową kurtkę.- Pomogę ci. Wiesz najpierw musisz ją nazwać.
- Amy chciała nazwać ją Emmaline.
- Emma ładnie. Chodź braciszku.
Pojechaliśmy do domu, wziąłem potrzebne rzeczy i z powrotem pojechałem do szpitala. Jedna z pielęgniarek pomogła mi ją ubrać. Zapiąłem ją w nosidełku i przykryłem różowym kocykiem, żeby nie zmarzła. 
Kolejne dwa tygodnie później
Trzymałem Emmę na rękach i karmiłem jednocześnie rozmawiając z mamą.
- Nie mamo nie musisz przyjeżdżać. Radzę sobie jakoś.
- To dobrze synku. Lottie ci pomaga?
- Tak. Harry i reszta też. 
- Gdyby bliźniaczki nie były chore to bym przyjechała, ale jeszcze Emma się zarazi.
- Mamo na prawdę daję sobie radę. Ja i Emmaline stanowimy doskonały zespół.
Wstałem z fotela stojącego w jej pokoiku i położyłem małą do łóżeczka.  Przyglądałem sobie jak spokojnie śpi.
- Kończę bo muszę pranie wstawić.
- Synu nie wiedziałam, że to kiedyś usłyszę z twoich ust.
- Mamo.
- No co.
- Nic. Kocham cię mamo i ucałuj dziewczynki.
Lottie
Po szkole pojechałam do szpitala do Amy. Usiadłam przy jej łóżku. Od miesiąca leżała tak samo.
- Mam dwie sprawy. Jedna to taka, że już się nie boję. Wystarczyło trochę poczekać. Druga to taka, że powinnaś się już obudzić. Mój brat nawet marchewek już nie rusza. Rozumiesz marchewek. Amy proszę wróć do nas. Wszyscy bardzo za tobą tęsknimy.
Skończyłam swój monolog, posiedziałam jeszcze chwilę i wróciłam do domu. Louis siedział w kuchni studiując książkę kucharską.
- Co robisz?
- Dość jedzenia pizzy. Muszę być odpowiedzialny i próbuję robić obiad.
- Hahaha. Dobra ja idę robić lekcje. Braciszku nie spal kuchni.
- Dobra. Lottie zajęłabyś się wieczorem Emmą. Pojadę do Amy i po choinkę. Święta niedługo.
- Dobrze braciszku.


No i napisałam. Mam nadzieję, że mi głowy nie urwiecie za ten rozdział. Mile widziane komentarze i do następnego.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 31. Tęsknota na rzęsach szeleści, gdy nie ma Ciebie.

Amelia
Louis pojechał, niby tylko na dwa tygodnie, ale i tak bardzo tęskniłam. Do towarzystwa miałam Lottie.
- Naprawdę masz duży brzuch jak na siódmy miesiąc- zauważyła.- Pewni jesteście, że to nie bliźniaki.
- Pewni, przecież jestem badana co dwa tygodnie.
- Bo wiesz, to możliwe. Uczyliśmy się o tym. Louis ma predyspozycje do bliźniaków, trojaczków i tak dalej.
- Chyba jedno nam wystarczy. Nie bądźmy zachłanni.
- Ja tylko mówię. Mogę iść jutro z tobą do lekarza to tylko jedne dzień w szkole.- Spojrzała na mnie maślanymi oczkami.
- Dobra.- Uległam.
Poszłam na górę się położyć. Ręką dotknęłam swojego brzucha.
- Mam nadzieję, że sama tam jesteś bo twój tatuś na zawał nam zejdzie. 
Leżałam tak sobie kiedy zadzwonił mój telefon. Szybko odebrałam bo dzwonił Louis.
- Kochanie, jak się czujecie.
- Całkiem dobrze, plecy mi wysiadają. Louis a jak to są bliźniaki.
- USG miałaś już setki razy, byśmy już wiedzieli. Spokojnie kochanie.
- Jestem spokojna, tak się tylko pytam. Jutro idę do lekarza, pewnie mnie niedługo położą.
- Chciałbym tam z tobą być, ale nie mam jak. Przepraszam.
- Nic nie szkodzi, wszystko jest w porządku, lekarz mówił, że w ostatnich dwóch miesiącach będę musiała leżeć w szpitalu.
- Zaraz mam koncert, muszę kończyć. Kocham was.
- My ciebie też Louis.
Poszłam pod prysznic i położyłam się do łóżka. Rano obudziła mnie Lottie. Wzięłam prysznic i ubrałam się w legginsy oraz szeroki sweter. Po śniadaniu pojechałyśmy do kliniki. Leżałam na kozetce i czekałam, aż lekarka coś powie. 
- Dziecko jest zdrowe, a tak bije jego serduszko.- Usłyszałam bicie serca mojej córeczki. Lottie nagrała dla Louisa.
- Na pewno to nie są bliźniaki?- zapytałam.
- Na pewno, pani Tomilnson.
Z uśmiechem wyszłam na podwórko. Spojrzałam na zegarek, była dopiero dwunasta.
- Młoda co powiesz  na zakupy.
- Jestem za, ale to dla ciebie nie za męczące?
- Nie zachowuj się jak Louis. Chodź, moja córka musi w czymś chodzić i tobie też przyda się parę sukienek.
- Nie! Amy ja nie noszę sukienek.
- To zaczniesz, chodź z ciężarną nie wolno się kłócić.
Na zakupach spędziłyśmy dwie godziny. Lottie kupiła sobie mnóstwo rzeczy. Kupiła sobie szorty, koszulkę w paski i adidasy <klik>, spódnicę w kwiatki i białą koszulkę <klik> , białą sukienkę w granatowe cienkie paski i sandały <klik>, jeansy, sweterek i bluzkę w paski <klik>, przetarte czarne rurki i białą bokserkę <klik>, sukienkę w kwiatki i balerinki <klik>. Kupiłam też mnóstwo ciuszków dla małej. Zjadłyśmy obiad na mieście i wróciłyśmy do domu. Siedziałyśmy na kanapie i oglądałyśmy głupi serial.
- Amy, możemy porozmawiać?
- Jasne- odpowiedziałam odwracając wzrok od ekranu.
- Ale tak poważnie.
- Już się boję.
- Ja też, nie powiesz Louisowi, ani Niallowi.
- Nie powiem, obiecuję. Lottie co się dzieje?- zapytałam zaniepokojona.
- Chciałabym to zrobić z Niallem, ale się boję.
- To znaczy, że nie jesteś gotowa. Niall na ciebie naciska?
- Nie, Niall w życiu. W szkole gadają.
- Nie przejmuj większość, ściemnia. Jak będziesz gotowa to wcale nie będziesz się bać, a Niall na pewno zrozumie, że nie chcesz się spieszyć. Jeszcze jakieś poważne tematy do obgadania?
- Nie. Pójdę się położyć.
- Dobranoc Lottie.
Sama poszłam za przykładem dziewczyny. Położyłam się do łóżka i nawet nie czekając na telefon Louisa zasnęłam. Obudziłam się w środku nocy. Całe łóżko było mokre, a mnie strasznie bolał brzuch. Przerażona doszłam do pokoju szesnastolatki.
- Lottie.
- Tak?- zapytała zaspana.
- Dzwoń po karetkę, wody mi chyba odeszły.
- Co, tak wcześnie? Już dzwonię.



No napisałam, nie wiem kiedy nn. Mile widziane komentarze i do następnego.

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 30 Są różne rodzaje miłości.

Amelia
Coraz szybciej zbliżał się wrzesień, a Lottie chodziła coraz bardziej smutna.  Dosłownie uśmiechała się przy Niallu. Całą trójką usiedliśmy do kolacji. Szesnastolatka grzebała niemrawo w talerzu. Strasznie szkoda mi jej było.
- Louis powiedz jej w końcu bo się nam dziewczyna zagłodzi.- rozkazała mężowi.
- Co ma mi powiedzieć?- zapytała Lottie podnosząc głowę do góry.
- Wiesz siostra rozmawiałem z mamą i zgodziła się, żebyś mogła zostać z nami.
Niebieskie oczy zaświeciły się radośnie. Wstała od stołu i przytuliła brata.
- Podziękowania należą się mojej żonie. - powiedział Lou, a ta zaczęła mnie przytulać.
- No chyba podoba ci się perspektywa mieszkania z płaczącym dzieckiem.- zaśmiałam się.
- Fajnie będzie.- stwierdziła.- Lou mogę iść do Nialla. Proszę, proszę braciszku.
- A idź tylko niech cię później odwiezie. 
- Dziękuję.
Wybiegła z jadalni. Po chwili usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi. Z Louisem zaczęliśmy się śmiać. Mój mąż pozmywał naczynia, a ja siedziała na kanapie. Straszliwie bolały mnie plecy. Dołączył do mnie Lou z popcornem. Oglądaliśmy jakiś film, praktycznie siedziałam na jego kolanach. Louis z jękiem się ode mnie odsunął.
- Kochanie nie znęcaj się nade mną.- powiedział.
- Ja się znęcam?
- Mam na ciebie taką ochotę, że ledwo się powstrzymuję. Nie chcę zrobić wam krzywdy.- odpowiedział, a ja się zaśmiałam.
- Fajnie wiedzieć, że chociaż wyglądam jak hipopotam to nadal cię pociągam.
- Nie wyglądasz jak hipopotam, jesteś najpiękniejsza na świecie.- pocałował mnie policzek.
- Lou, ja muszę jutro zajść do pracy.- powiedziałam.
- Do pracy, Amy jesteś na zwolnieniu.
- Tak, ale ja się nudzę i napiszę może kilka artykułów. Lou ty zaraz jedziesz na dwa tygodni, a ja się będę nudzić i tęsknić. Muszę się czymś zając. Lepsze pisanie artykułów niż malowanie ścian.
- No dobra jutro pojedziemy do redakcji.
- Dziękuję.- cmoknęłam go w usta.- Śpię dzisiaj na kanapie.
- Co? Czemu?- zapytał.
- No bo nie chce mi się ruszać. Plecy mnie bolą.
- Oj ty moje biedactwo.
Lou podniósł się z kanapy i wziął mnie na ręce. Sprawiał wrażenie, że nic dla niego nie ważyłam, a jak ostatnio ustałam na wagę to sama się przeraziłam. Położył mnie na łóżku. Kilka chwil później smacznie sobie spałam. Musiałam obudzić się w środku nocy. Głodna byłam jak cholera. Po cichu, żeby nie obudzić Louisa wstałam z łóżka. Jakoś ostatnio byłam strasznie niezdarna. Walnęłam się nogą w nóżkę od naszego łóżka.
- Cholera jasna. Głupia nóżka.- powiedziałam.
- Co się stał?- zapytał zaspany Lou.
- Nic tylko się uderzyłam. Śpij.
- Gdzie idziesz?
- Głodne jesteśmy.- odpowiedziałam.
- Było mnie obudzić kochanie.
- Przecież sama mogę sobie zrobić jeść.
- Chodź i nie dyskutuj.
Louis uparł się i zrobił mi jeść. Trochę się dziwnie na mnie patrzył jak poprosiłam o masło orzechowe i ogórki.
- Dobra ponoć w ciąży je się strasznie dziwne rzeczy. Mam nadzieję, że cię mdłości nie będą męczyć.
- Przeszły mi już dawno. Dziękuję pyszne było. Idziemy spać?
- Tak.
Poszliśmy na górę, tylko ja najpierw musiałam do łazienki. Obudziłam się dość wcześnie jak na moje standardy, ostatnio potrafiłam spać. Louis obok nie było. Poszłam wziąć szybki prysznic. Ubrałam się w jeansy i wielką bluzkę. Zeszłam na dół gdzie siedział mój poddenerwowany mąż.
- Co się stało?- zapytałam.
- Lottie nie wróciła na noc.- odpowiedział.
- Pewnie została u chłopaków.- stwierdziłam i poszłam do kuchni.
- No i tego się boję.- powiedział idąc za mną.
- Przecież oni się nią zajmą.
- Tak, a jeśli ona i Niall, no wiesz...
- Co mam wiedzieć?
- No spali ze sobą.- odpowiedział.
- Weź przestań się zachowywać jak nadopiekuńczy ojciec, bo jeszcze nim nie jesteś. Kotku, Lottie to odpowiedzialna dziewczyna i na pewno nie zrobi nic głupiego, a Niall do niczego jej nie zmusi. Przecież go znasz, to najbardziej nieśmiały chłopak jakiego znam.
- A co jeśli? Nie chcę, żeby jej się krzywda stała.
- Zaufaj swojemu przyjacielowi i siostrze. 
- No ja im ufam, w pewnym sensie. Czemu jej nie odwiózł?- jęknął wyprowadzając mnie tym samym z równowagi. 
- Louis do jasnej cholery, nawet jeśli się przespali to ich sprawa. Oni będą w najgorszym wypadku rodzicami. Z łaski swej przestań się tak zachowywać bo mnie to kurwa drażni.- krzyknęłam.
- Dobra, ale ty nie przeklinaj. 
- Jak mnie nie będziesz wyprowadzał z równowagi to nie będę przeklinać. Chodź pojedziemy do tej redakcji.
- A śniadanie?
- Odechciało mi się jeść. Chodź bo pojadę sama. 


No wiem krótki wyszedł, no ale cóż nic lepszego nie wymyślę. Mile widziane komentarze i do nastepnego.

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 29 Miłość zawsze jest nowa

Muzyka
Lottie
Siedziałam u chłopaków na kanapie, czekałam na Nialla bo chciał coś mi powiedzieć. Oglądaliśmy wszyscy jakiś głupi film. Do domu wszedł Niall w towarzystwie jakiejś blondynki. 
- Chłopaki chciałbym wam przedstawić Maye.- powiedział.
Trója przyjaciół wstała z kanapy i zaczęła mu gratulować dziewczyny. Kiedy wszyscy się od niego odsunęli ja podeszłam.
- Szczęścia życzę.- powiedziałam i wyszłam.
Ze łzami w oczach czekałam na autobus, który zawiózłby mnie do domu Louisa. Wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Z płaczem rzuciłam się na łóżko. Nie możliwe, że tak bardzo go kocham. Włączyłam radio i poszłam do łazienki. 
Niall
Choler, czy akurat dzisiaj musiała przyjechać Maya. Do tego chłopacy wymyślili, że to moja dziewczyna, a to tylko przyjaciółka.Patrzyłem na Lottie.
- Szczęścia życzę.- powiedziała i wyszła.
- Cholera. Lottie zaczekaj. - wybiegłem za nią, ale jej nigdzie nie było.
Wróciłem do środka tylko po kluczyki do auta. Najpierw pojechałem do parku. Przeszukałem go wzdłuż i wszerz. Nidzie jej nie było. Nie odbierała też telefonu. Pojechałem do domu Louisa. Drzwi były otwarte, a na podjeździe stał samochód Lou. Wpadłem do domu. Amy stała w korytarzu.
- Niall coś ty taki blady?- zapytała.
- Lottie.- tyle zdołałem wykrztusić i pobiegłam na górę.
- Niall leć na dół po bandaże.- rozkazał mi Louis zanim zdążyłem cokolwiek zobaczyć.
Był przerażony, posłuchałem go od razu. W łazience na dole znalazłem bandaże, Amy przestraszona poszła na górę za mną. 
Amelia
Przerażona patrzyłam jak Louis kładzie na łóżku nieprzytomną Lottie. Niall był blady jak ściana, myślałam, że zaraz zemdlej.
- Może ja zadzwonię po karetkę?- jakoś udało mi się coś powiedzieć.
- Nie, budzi się już.- powiedział Lou.
- Co jest?- zapytała przyglądając się nam wszystkim. 
Poczułam łzy na policzkach. Usiadłam na krzesło stojące przy biuru.
- Co ty do jasnej cholery chciałaś zrobić?- zapytał Louis wzburzony.- A ty miałeś jej pilnować. Myślałem, że chodź trochę ci na niej zależy. Gdybyśmy nie wrócili ona by już nie żyła. Jak mogłeś jej nie dopilnować.
- Lou to nie jego wina.- zaczęła go bronić Lottie.
- Zamknij się. W każdej chwili mogę cię wysłać do mamy. Ona się z tobą rozmówi. Myślałem, że coś do niej czujesz, chyba się pomyliłem.
- Bo czuję.- powiedział po cichu.
- Co?!- zdziwiła się szesnastolatka.
- Lou dajmy im spokojnie porozmawiać.
Złapałam chłopaka za rękę i wyciągnęłam z pokoju. Gdy byliśmy na dole przytuliłam się do niego i po prostu zaczęłam płakać.
- Nie płacz kotku.
- Wiesz ja ostatnio bardzo często płaczę. To ciąża.
- Tak, tak.- on też miał łzy w oczach.
- A ty czemu płaczesz, przecież w ciąży nie jesteś.
- Ja płaczę kiedy ty płaczesz.- odpowiedział i mnie pocałował.
Minęły dobre dwie godziny, a z góry nie zeszło, żadne z nich. Poszliśmy na górę. Drzwi nadal były otwarte. Na łóżku siedział Niall z Lottie do tego się całowali. Dobrze, że sobie nic nie zrobiła. Głupia dziewczyna.
- Coś mi się zdaje, że ona tak łatwo nie będzie chciała wyjechać.- powiedziałam.
- Mi też. Co teraz zrobimy.
- Coś się wymyśli? Najpierw muszę coś zjeść. Głodne jesteśmy.
- Na co macie ochotę?- zapytał.
- Na szarlotkę z lodami i bitą śmietaną.- odpowiedziałam po chwili namysłu.
- Już się robi. Kochanie skąd ja ci wytrzasnę tej szarlotki?
- Pomysłowy jesteś, na pewno dasz radę.- pocałowałam go w usta.
- Pojadę i kupię, niedługo wracam.
Louis pojechał do sklepu a ja oglądałam telewizję. Wrócił po godzinie z masą zakupów. Poszłam za nim do kuchni.
- Gdzie szarlotka?- zapytałam.
- Upiekę ci.- odpowiedział mi.
- Co? Louis przecież ty nie umiesz.
- Nauczę się, mam przepis. Trochę wiary kochanie.
- Tylko kuchni nie spal.- wróciłam do salonu.
Z kuchni od czasu do czasu dochodziły jakieś przekleństwa, nie miałam zamiaru sprawdzać co się tam dzieje. Jak coś spadło z głośnym hukiem na ziemię. Po prostu nie wytrzymałam. Zerwałam się z kanapy, na tyle na ile pozwalał mi okrągły brzuszek i tam poszłam. Louis zbierał resztki mojego wazonu.
- Przepraszam zbiłem niechcący wazon.- powiedział.
- Widzę, kupię sobie. Uważaj bo się skaleczysz.
- Dobrze kochanie.- wszystkie szczątki mojego wazonu znalazły się w koszu.- Upiekłem dla ciebie szarlotkę.- pokazał na ciasto stojące na blacie.
- To mi nałóż.
Siedzieliśmy w salonie zajadając się naprawdę dobrą szarlotką. Myślałam nad Lottie i Niallem, dziewczyna przecież za dwa tygodnie będzie musiała wracać do domu.
- Może niech przeniesie się na stałe do nas.- zaproponowałam.
- Chcesz, żeby moja młodsza siostra z nami zamieszkała?
- Tak. Ona z miłości chciała się zabić, nie chcę wiedzieć co zrobi z tęsknoty.
- Porozmawiam z mamą, ale na razie nic jej nie mów to będzie niespodzianka.




No i jest kolejny. Mam nadzieję, że się wam podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 28 Nie wiem czy życie jest sil­niej­sze od śmierci, ale miłość była sil­niej­sza od obu.

Amelia
Stałam przed lustrem ubrana już w białą suknię. Włosy miałam rozpuszczone, do tego lekki makijaż. Dłoń położyłam na swoim brzuchu. Uśmiechnęłam się czując kopnięcia. Rozległo się pukanie do drzwi. 
- Amy chyba nie chcesz się spóźnić na własny ślub. - usłyszałam głos mojej rodzicielki.
- Nie mamo. Już wychodzę.
Przejrzałam się ostatni raz w lustrze. W myślach powtarzałam słowa przysięgi. Razem z Louisem postanowiliśmy napisać je samemu. Dopiero wczoraj swoją skończyłam. Z komody wzięłam bukiet z białych róż i wyszłam. Do ołtarza miał mnie zaprowadzić Greg. Już za chwilę zobaczę Louisa.
- Amy ja wiem, że ty nie widzisz mnie w roli twojego ojca, ale chcę żebyś wiedziała, że kocham twoją mamę i ciebie. Zależy mi na waszym szczęściu.
- Ja to wiem. Ja już miałam tatę. Bardzo się siedzę, że jesteś i opiekujesz się mamą.
Przytuliłam się do mężczyzny, kilka łez spłynęło po moich policzkach. Rozległa się muzyka. Greg trzymając mnie pod rękę poprowadził główną nawą w stronę ołtarza gdzie czekał Louis ubrani w garnitur. Przyszła pora na przysięgę. 
- Ja Louis Wiliam Tomilnson oddaję Ci moje serce z miłości. Od tej chwili i już przez całą wieczność ono należy do Ciebie. Chcę być twoimi przyjacielem, mężem i kochankiem. Oparciem w trudnych chwilach i obrońcą przed całym złem tego świata.Przysięgam Ci na świadków biorąc wszystkich tutaj zebranych oraz samego Boga wierność i miłość do ostatniego mego tchu. Tak mi dopomóż panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. 
Ze wzruszenia łzy popłynęły z moich oczu. Louis puścił moje dłonie i wytarł moje mokre policzki. Teraz ja zaczęłam mówić.
- Ja Amelia Georginia Mathway w kilku prostych słowach chcę Ci tylko powiedzieć, że moje serce bije tylko dla Cibie, a właściwie dzięki Tobie. Chcę żebyś był moim powietrzem, którym żyję, moim słońcem i centrum wszechświata. Obiecuję, że będę Cię wspierać w każdym marzeniu nawet tym szalony. Obiecuję też, że Cię nigdy nie opuszczę tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Amelio przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen.
- Louise przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen.
Na moim palcu znalazła się złota obrączka, ta samo jak na palcu Louisa.
- Ogłaszam was mężem i żoną, możesz pocałować pannę młodą.
Louis złożył delikatny pocałunek na moich wargach. Łzy ciągle leciały mi z oczu. Trzymając się za ręce wyszliśmy z kościoła. Wszyscy składali nam gratulacje.
Kilka dni później
W końcu wróciliśmy do domu. Louis zabrał mnie na taki mini miesiąc miodowy. Cały tydzień spędziliśmy nad morzem. Niall zgodził się pomieszkać u nas i zaopiekować się Lottie. Weszliśmy do domu. Lou wniósł nasze bagaże. 
- Nie ma ich.- stwierdziłam wyciągając klucze z torebki.
- Pewnie gdzieś wyszli. Otwieraj kochanie.
Otworzyła drzwi domu. Panował tam porządek a spodziewałam się najgorszego.
- Patrz Lou nasz dom jeszcze stoi.- zaśmiałam się.- I jest w nienaruszonym stanie.
- A tak się bałaś.- pocałował mnie w policzek i poszedł na górę.
Louis
Jednak w domu ktoś był. Z pokoju Lottie dochodziła muzyka, której nie było słychać na dole. Zniosłem bagaże do naszej sypialni i zapukałem do drzwi pokoju mojej siostry.
- Lottie wróciliśmy gdzie Niall.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Złapałem za klamkę. Pokój był pusty. Coś mnie tknęła i jak wyłączyłem muzykę  zacząłem dobijać się do łazienki. Po jednym uderzeniu drzwi się otworzyły. Moje serce zamarło ze strachu.


Jest kolejny mam nadzieję, że się podobał. Wiecie co następny dodam we wtorek. Jak ja kocham matury cały tydzień mam jeszcze wolne. Poskaczę sobie z radości. Mile widziane komentarze i do następnego.