wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 27 Miłości nigdy dosyć

Amelia
Siedzieliśmy sobie z Louisem w salonie na kanapie kiedy z góry dobiegł nas dziewczęcy pisk. Po chwili siostra Louisa zbiegła na dół.
- On jest śliczny. Dziękuję Amy.- Zaczęła się do mnie tulić.- Cudowny jest ten pokój.
- Za pokój dziękuj Louisowi. Ja o niczym nie wiedziałam.
- Dziękuję braciszku- powiedziała już mniej entuzjastycznie.
- No wiesz ty jesteś straszna.- Zauważył Louis.- Zero wdzięczności dla brata.
- Przecież powiedziałam dziękuję. Lou czepiasz się.
- Widzisz Louis czepiasz się- stwierdziłam ze śmiechem.- Lottie zaraz idziemy do chłopaków. Idź się szykuj.
Dziewczyna od razu pobiegła na górę, a ja została sama ze swoim narzeczonym. Chłopak wciągnął mnie na kolana. Patrząc mi w oczy powiedział.
- Ona bardzo cię lubi, właściwie wszystkie cztery cię lubią. Moja mama i tata też. Cieszy mnie to.
- Mnie też- stwierdziłam i delikatnie go pocałowałam.
Louis pogłębił pocałunek, jego dłonie znalazły się pod koszulką na moim ciążowym brzuszku. Z niebywałą ostrożnością ułożył mnie na kanapie nawet nie odrywając się od moich ust. Moim światem był teraz ocean znajdujący się w jego niebieskich oczach. Lou zaczął podwijać moją bluzkę coraz wyżej i gdyby nie Lottie już by leżała gdzieś na ziemi.
- Ja już jestem... Ups... Już się odwracam.
Ze śmiechem odepchnęła od siebie Louisa, który wydał niezadowolony jęk. Poprawiłam swoją bluzkę i włosy. Spojrzałam na blondynkę, jeansy i koszulkę z wielkim kwiatem przebrała się w czarne szorty i zapinaną bluzeczkę na ramiączkach <klik>. Pojechaliśmy do chłopaków. Od razu było widać, że Niall nie jest obojętny dla Lottie. Zaczęli z nami oglądać film, ale po jakiejś godzinie, zabierając cały popcorn poszli na górę. Louis spojrzał zaszokowany na parę wchodzącą po schodach, a później na mnie. Posłałam mu szeroki uśmiech i z powrotem oparłam się o jego tors.  Film był cholernie nudny. Chłopacy włączyli jakiś wyciskacz łez trwający przeszło cztery godziny.
- Nigdy więcej nie pozwolę wam wybierać filmu- jęknęłam przeciągając się.- Nie mam problemu z zasypianiem, tak mi się przynajmniej zdaje.
- Myśleliśmy, że będzie fajny- zaczął bronić się Harry.
- Nigdy więcej. Co Lou wracamy do domku?
- Tak- zgodził się ze mną.- Pójdę po Lottie.
Mój narzeczony poszedł na górę, a ja dalej siedziałam na kanapie. Położyłam rękę na moim brzuchu. Czułam kopnięcia, wcale nie delikatne. Jak na taką małą istotkę miała bardzo dużo siły.
- Moja chrześniaczka kopie?- zapytał Harry.
- No ruchliwa jest- powiedziałam z uśmiechem.- Jak chcesz się do czegoś przydać to pomóż mi wstać. 
Harry pomógł mi się podnieść. Z góry zszedł Lou, ale bez Lottie. Spojrzałam na niego pytająco.
- Śpi, nie będę jej przecież budził. 
- No nie.
Pojechaliśmy do domu.
Kilka dni później
Leżałam na łóżku, Lou był w łazience. Muszę z nim poważnie porozmawiać. Mój narzeczony wyszedł z łazienki tylko w bokserkach. 
- Ale masz poważną minę- stwierdził.
- Lou możemy porozmawiać?
- Oczywiście kochanie.
Usiadł obok mnie na łóżku i już swoim stałym zwyczajem położył dłoń na moim brzuchu.
- Dobrze to o czym musimy porozmawiać? Minę masz jakby ktoś umarł.
- Weźmy ten ślub.
- Weźmiemy kochanie, sama mówiłaś, że jak urodzi się nasza córeczka.
- Chcę wziąć go teraz, przecież nie wiadomo co się może stać. Louis doskonale wiesz jakie jest zagrożenie.
- Czemu do jasnej cholery od razu zakładasz najgorsze?! Nic ci nie będzie. Amy nawet nie waż się myśleć, że pozwolę ci odejść. 
- Ja nie chce umierać, po prostu jakby zdarzyło się najgorsze... Louis kocham cię ponad życie i chciałabym być twoją żoną. Nawet jeśli miałabym pożegnać się z tym światem za parę miesięcy.
- Przestań tak mówić. Przestań.- widziałam łzy w jego oczach.- Proszę cię przestań tak mówić. Razem wychowamy naszą córeczkę. Razem rozumiesz.
- Lou to ty zrozum mnie.
- No właśnie nie mogę. Zachowujesz się jakby to były ostatnie chwilę spędzone razem. Dobrze weźmiemy ten ślub. Zrobią wszystko żebyś była szczęśliwa.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju.


Dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 26 O miłości wiemy niewiele


Amelia
Czekaliśmy na korytarzu w klinice ginekologicznej na naszą kolej.  Louis był od rana taki pogodny i szczęśliwy, że zobaczy swoje dziecko.  Ja również. On się upierał oczywiście, że to będzie chłopiec, ja raczej  przypuszczałam, że dziewczynka. Mniejsza oto i tak wiedzieliśmy, że  będziemy je kochać.
-Amy, chodź- pociągnął mnie za rękę, kiedy nadeszła nasza kolej.
Weszliśmy do gabinetu, ja od razu wylądowałam na fotelu, a Lou obok trzymając moją dłoń w uścisku.
-Dobrze, a teraz możemy oglądać to maleństwo ba monitorze.  Chcą się państwo dowiedzieć o płci dziecka ?- zapytała lekarka.
- Tak trzeba przecież udowodnić, że ja mam rację.
- Tak tak kochanie.
Lou coraz mocniej trzymał mnie za rękę. Nie możliwe, żeby aż tak się denerwował. 
- To dziewczynka.- powiedziała lekarka.
Siedziałam na krześle przy biurku, a kobieta wypisywała mi witaminy. Nagle Lou wstał.
-Zaraz wracam kochanie- szepnął mi do ucha i opuścił gabinet.
Louis
Byłem  tak cholernie szczęśliwy. Wyobrażałem sobie tą małą istotkę w moich  ramionach ze ślicznymi oczkami Amelii. Moja mała dziewczynka.
-Louis wszystko dobrze?- usłyszałem melodyjny głos za swoimi plecami.
Odwróciłem się z uśmiechem na twarzy.
-Oczywiście skarbie. Po prostu bardzo się cieszę- zapewniłem ją. Nieświadomie po moich policzkach poleciały pojedyncze łzy. Ukochana starła mi je i musnęła wargami moje usta. Szczęśliwi wróciliśmy do naszego, nowego domu. Wzięliśmy wcześniej spakowane rzeczy i pojechaliśmy do mojego rodzinnego domu.
- Lou co jeśli oni nie chcą wnuka?- zapytała.
- Kto?
- No twoi rodzice, przecież to może zniszczyć twoją karierę.
- Po pierwsze oni się ucieszą, po drugie co ma nasza córeczka do mojej kariery. O ile wiem mam prawo do rodziny i kiedy ją założę nie ma najmniejszego znaczenia.
- Ale ja nie chce żebyśmy w czymś ci przeszkadzały.
Teraz to mnie wyprowadziła z równowagi. Zatrzymałem samochód i włączyłem światła awaryjne. Amelia patrzyła na mnie zaszokowana. Właśnie stałem na środku jezdni. Wolałem zostać strąbiony niż zabić moją rodzinę. Ona chyba kocha wyprowadzać mnie z równowagi.
- Proszę posłuchaj mnie. Wy nigdy w życiu nie będziecie mi przeszkadzać Liczysz się tylko ty i nasza córeczka. Nie wymyślaj mi nigdy więcej takich głupot. Zrozumiano?
Amy twierdząco pokiwała głową Złapałem jej twarz w dłonie. Spojrzałam w jej zielone oczy i delikatnie ją pocałowałem.
- Jeszcze jakieś kwestie do omówienia? Mogę jechać dalej?
- Możesz.- odpowiedziała.
Ledwo zdążyłem ruszyć kiedy zatrzymała mnie policja. Musiałem mieć zabawną minę, bo moja ukochana zaczęła się śmiać. Kiedy policjant pojawił się w oknie spuściłem szybę.
- Proszę prawo jazdy i dowód rejestracyjny pojazdu. 
Zgodnie z prośbą funkcjonariusza z portfela wyjąłem odpowiednie dokumenty.
- Czemu urządził pan sobie postój na środku ulicy?- zapytał.
- Widzi pan tę piękną kobietę?- zapytałem wskazując na Amy.- Czasem zadaje głupie pytania. Musiałem wytłumaczyć jej bardzo ważną rzecz. Może pan mi wypisać mandat.
- A co pan takiego tłumaczył, że nie mogło to poczekać?
- Wymyśliła, że ona i moja przyszła córeczka będą mi w czymś przeszkadzać Wytłumaczyłem jej, że ona jest najważniejsza. Widzi pan to była bardzo ważna rzecz.
- Ważna- stwierdził.- Pan na prawdę jest Louis Tomilnson?
- Tak, mogę jeszcze pokazać dowód.
- Nie, nie trzeba. Mógłbym prosić o autograf dla córki?
- Tak.
Policjant podał mi bloczek z mandatami. Podpisywałem się na dziwnych rzeczach, ale to był pierwszy autograf na mandacie. W końcu mogliśmy jechać dalej. Amy śmiała się na fotelu obok.
- Upiekło ci się.- stwierdziła- Louis jesteśmy głodne.
Wszystko dla moich dziewczynek.
Zjechałem na stację paliw. Moje dziewczyny jak na razie muszą się zadowolić frytkami Dokupiłem do tego gorącą czekoladę i paluszki.
- Jesteś wspaniały.- stwierdziła biorąc się za jedzenie.
W końcu dojechaliśmy do Doncaster. Wysiadłem z samochodu i otworzyłem Amelii drzwi. Moja dziewczyna chyba nie miała zamiaru wysiadać. 
- Kotku co się dzieje?- zapytałem kucając i łapiąc jej dłonie w swoje. Moje słoneczko nawet na mnie nie spojrzało.
- Boje się.- powiedziała cicho.
- Czego?
- Że pomyślą, że złapałam cię na dziecko.
- Amy, kochanie nikt tak nie pomyśli.
- Na pewno?- zapytała podnosząc wzrok na mnie.
- Na pewno kochanie. - pocałowałem ją lekko.
Trzymając ją za rękę poprowadziłem ją do drzwi domu. Nadal byłą spięta. Pocałowałem ją w policzek i wyszeptałem wprost do jej ucha.
- Jestem przy tobie.
Weszliśmy do środka. Mama i moje siostrzyczki siedziały na kanapie. Od razu jak nas zobaczyły to oderwały się od swojego zajęcia.Wszystkie cztery tuliły się do mojej Amy. Czułem się nieco zazdrosny. Chociaż moja mama mnie przytuliła.
- Co przez cztery miesiące się nieco zmieniło?-zapytała mama patrząc na widoczny brzuszek Amelii.
- Tak mamo- potwierdziłem.
- Gratulacje synku.- przytuliła mnie jeszcze raz.
Siedzieliśmy przy stole. Dziewczynki poszły już spać. Z moich sióstr została tylko Charlotte.
- Nie będzie wam przeszkadzać?- zapytała mama
- Nie mamo. Lottie naprawdę może u nas zamieszkać. To kiedy mała zaczynasz warsztaty?
- Za tydzień.- odpowiedziała mi siostra.
- My wracamy do Londynu pojutrze więc od razu cię zabierzemy.
- Dziękuję Louis.- wstała z krzesła i mnie przytuliła.
- Wiesz jej też trzeba podziękować.- powiedziałem po cichu i wskazałem na Amy.
- Wiem braciszku.-teraz podeszła do Amelii i ją przytuliła.- Dziękuję Amy.
- Nie ma za co. Przyda mi się jakieś damski towarzystwo.
- Wiecie jakiej płci będzie dzidziuś?- zapytała mama.
- Mamo będziesz miała wnuczkę.
Amelia
Pomagałam Lottie się pakować. Louis wszystko sumiennie znosił do samochodu. W kącie pokoju stała gitara.
- Lubisz grać?- zapytałam dziewczyny. 
- Kiedyś się uczyłam, ale mi nie wychodzi.
- Poproś Nialla to cię nauczy.
Szesnastolatka zarumieniła się na wzmiankę o blondynku. Chciała coś powiedzieć, ale do pokoju wszedł Louis. Ten to ma wyczucie czasu. Jak będziemy w Londynie to muszę z nią porozmawiać.
- To wszystko?- zapytał.
- Lou jeszcze tylko ta torba.- powiedziałam nieco zirytowana.
- Chyba w czymś przeszkodziłem. Już mnie nie ma.
Wziął czarną torbę i wyszedł. Dziewczyna wpatrywała się w gitarę.
- Lottie czy tobie podoba się nasz głodomorek? - zapytałam. Dziewczyna twierdząco pokiwała głową.
- To nie ważne. Ja jestem tylko młodszą siostrą jego przyjaciela. Dla niego jestem tylko małolatą.
- Czemu tak sądzisz?
- Bo to prawda Amy. Nawet Louis traktuje mnie jak małe dziecko. Będę tam tylko przez dwa miesiące.- powiedziała smutna.
- Lottie nie przejmuj się. 
Podeszłam do nastolatki i ją przytuliłam. Trochę się zaniepokoiłam jak poczułam jakiś ruch.
- Rusza się.- stwierdziła i przyłożyła rękę do mojego brzucha. Na jej słowa szeroko się uśmiechnęłam.
- Mogę wejść? Czy nadal macie swoje tajne posiedzenie?- zapytał Louis pukając.
- Już możesz.- powiedziałam.
Chłopak wszedł do pomieszczenia. Przytulił mnie i spojrzał na swoją siostrę.
- To co gotowa?
- Tak.- odpowiedziała mu nastolatka. 
Pożegnaliśmy się z resztą i pojechaliśmy do domu.


No i napisałam kolejny. Mam nadzieję, że się wam podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 25 Miłość jest najczęściej ślepym trafem.

Amelia
- Nie.- odpowiedziałam.
Louis zrobił smutną minkę. Zaczął podnosić się z klęczek. Uśmiechnęłam się szeroko i go powstrzymałam. Teraz oboje klęczeliśmy na przeciwko siebie.
- Żartowałam.- powiedziałam próbując się nie śmiać.- Lou oczywiście, że za ciebie wyjdę.
- Ale ja już nie chcę.- powiedział.
Wstał i zaczął iść w przeciwnym kierunku. Patrzyłam oniemiała na to co robi. Wstałam i otrzepałam spodnie.Poczułam jak ktoś mnie obejmuje w tali i podnosi do góry.
- Lou co ty robisz.
- Biorę co moje.- odpowiedział i namiętnie wpił się w moje usta.- Za karę nie dostaniesz pierścionka, a taki ładny ci kupiłem.
- Nie dostanę. Ale ja chce pierścionek.
- Musisz mnie ładnie przeprosić, to dostaniesz.
Uśmiechnęłam się i namiętnie go pocałowałam. Odwzajemnił mój pocałunek. Językiem muskał moje podniebienie.
- Przeprosiny przyjęte?- zapytałam odrywając się od niego.
- Prawie.- odpowiedział i tym razem on zaatakował moje usta.- Masz talent do przepraszania.
- To dostanę ten pierścionek?- zapytałam.
- Oczywiście, że tak kochanie.
Po chwili na moim  palcu znalazł się naprawdę piękny pierścionek z białego złota i z blado różowym kamieniem.
- Jest śliczny kochanie. Teraz mógłbyś mnie postawić, bo czeka cię poważna rozmowa.
- Jaka rozmowa?- zapytał.
- Poważna, no chodź. 
Zaprowadziłam go na cmentarz. Przed wejściem kupiłam znicz i kwiaty, a właściwie Louis kupił bo ja nie wzięłam portfela. W ciszy szliśmy między grobami. 
- Cześć tatusiu.- powiedziałam zatrzymując się przed białą płytą nagrobną.- Muszę ci kogoś przedstawić. Tato to jest Louis, od dziś mój narzeczony, ale ty to pewnie wiesz. O dzidziusiu też wiesz?  Pewnie to twoja sprawka. No nic, dawno mnie nie było. Tęsknię za tobą.
Położyłam kwiaty i zapaliłam znicz. Lou przyglądał mi się z poważną minął. Podeszłam do niego i się przytuliłam. Starł moje łzy.
- Możemy już wrócić?- zapytałam.
- Tak idź przodem, bo muszę coś zrobić.
Zrobiłam jak kazał. Usłyszałam jeszcze jak Lou mówi:
- Zaopiekuję się nią i maleństwem.
Podbiegł do mnie i skierowaliśmy się w stronę domu. Byłam tak zmęczona, że Louis mnie niósł. Był gotowy przebierać mnie w piżamę. Jakoś sama sobie poradziłam. Wtuliłam się w Louisa i zasnęłam. Jak się rano obudziłam to Lou trzymał mnie w tali.
- Louis puść mnie.- powiedziała budząc go.
- Czemu?- zapytał zaspany.
- Bo mi jest niedobrze.
Lou automatycznie mnie puścił, zerwałam się z łóżka i pobiegłam prosto do łazienki. Zwróciłam wczorajszą kolację.
- Ty pewnie będziesz się nade mną znęcać jak twój tatuś.- powiedziałam do swojego brzucha.
- Ja się nad tobą znęcam?- zapytał Lou, który jakoś stał za mną.
- No, traktujesz mnie jak jajko. To dosyć wkurzające.
- Ja się po prostu martwię o ciebie, o was.
- No tak teraz masz o kogo.
- Nie marudź.
Zamknął mi usta pocałunkiem. Wsadził mi dłonie pod koszulkę. Odsunęłam się od niego.
- Lou moja mama jest w domu.- powiedziałam.
- No i co. 
- Louis nie. Wyjdź z łazienki bo chcę się wykąpać.
- A nie mogę z tobą?
- Nie Lou.
Tydzień później po ślubie mojej mamy z Gregiem wróciliśmy do Londynu. Lou ciągle coś załatwiał przez telefon. Nieco mnie to wkurzało. Wylegiwałam się na kanapie, bo nie miałam nic lepszego do roboty i oglądała jakiś głupi serial. Do salonu wpadł Louis.
- Kotku dość lenistwa, muszę ci coś pokazać.
- Znowu.
- Tak znowu. No chodź.
- Poczekaj przebiorę się. 
Poszłam na górę się przebrać z dresów. Założyłam jeansy i miętową, zapinaną koszulkę, na nogi założyłam vansy <klik>. Siedziałam w samochodzie i próbowałam wyciągnąć z Louisa gdzie jedziemy, ale on był nieugięty. Zatrzymał się przed ładnym domem.
- Lou co my tutaj robimy?- zapytałam.
- Będziemy mieszkać.- odpowiedział zadowolony. - Od dziś to nasz dom. Mam nadzieję, że ci się podoba.
- Jest fantastyczny.- stwierdziłam zgodnie z prawdą.
Weszliśmy do środka. przedpokój był biały z ciemnymi meblami, włożony jasnymi panelami. Szłam dalej za Louisem. Następny był salon w nowoczesnym stylu. Wystarczająco duży by pomieścić całe One Direction.  Czarne kanapy będą plamo odporne. Z salonu wchodziło się do jadalni. Przez szklane drzwi wychodziło się na taras. Przeszliśmy do kuchni. Dla odmiany ściany były brązowe, a meble kuchenne kremowe. Teraz zwiedliśmy piętro. Na korytarzu wisiało mnóstwo ramek na zdjęcia. Aż korciło, żeby je zapełnić. Lou zatrzymał się przed białymi drzwiami, otworzył je i puścił mnie przodem.  Za drzwiami krył się gabinet
- Pomyślałem, że przyda ci się miejsce do pracy.- powiedział.
- Oo Lou jest ślicznie.- zawiesiłam mu ręce na szyji i pocałowałam.
- Idziemy oglądać dalej?- zapytał.
- Tak.
 Byłam piekielnie ciekawa reszty pomieszczeń. Następna była sypialnia. Wielkie łóżko, ciemne meble i do tego moje zdjęcie. Odwróciłam się do Louisa i spojrzałam na niego pytająco.
- No co, bardzo lubię to zdjęcie.- odpowiedział i szeroko się do mnie uśmiechnął. 
W sypialni były jeszcze dwie pary drzwi. Otworzyłam jedne z nich. Moim oczom ukazała się garderoba, częściowo wypełniona rzeczami.
- To tu są moje ciuchy.
- Tak.
Drugie drzwi kryły za sobą wielką łazienkę. Bardzo piękna była ta łazienka. Nie dał mi się nacieszyć widokiem mojej nowej łazienki. Wyciągnął mnie na korytarz. Staliśmy przed kolejnymi drzwiami. Nie kwapił się do otworzenia ich. Sama nacisnęłam klamkę. Zakryłam dłonią usta, żeby nie jęknąć. Był to najpiękniejszy pokoik dziecięcy jaki widziałam. Louis nawet pomyślał o ramkach na zdjęcia. Pokoik był uniwersalny, nadawał się i dla chłopca i dla dziewczynki.
- Jaki śliczny.- powiedziała, a mój narzeczony odetchnął z ulgą.- Myślałeś, że mi się nie spodoba?
- Nie bałem się, że będziesz na mnie zła.
- Za co? Lou tu jest idealnie.
- To dobrze, że ci się podoba.- porwał mnie na ręce i zaczął kręcić.- Kocham cię.
- Ja ciebie też. 
W końcu postawił mnie na ziemi. Poczułam jego usta na swoich. Oderwaliśmy się od siebie tylko po to aby zaczerpnąć powietrza.
- Amy bo ja mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- stwierdził
- Jaki?
- Lottie ma warsztaty plastyczne przez całe wakacje tutaj w Londynie, mogła by u nas pomieszkać przez te dwa miesiące?
- Tak. Lou ja nie mam nic przeciwko.
- To dobrze. Dla niej pokój też mam.- pociągnął mnie na sam koniec korytarza.- Spodoba się jej? - zapytał otwierając drzwi.
- Tak.- odpowiedziałam. 
Pokój był bladoróżowy, z ciemnymi meblami. Bardzo ładny, idealny dla nastolatki. 
- Dobra to mam jeszcze jedno pytanie.
- Louis ile jeszcze tych pytań?- zapytałam ze śmiechem.
- To powinno być ostatnie.- odpowiedział mi.
- Dobra to pytaj.
- Wiesz musimy jeszcze powiedzieć mojej mamie. Zastanawiałem się kiedy byśmy pojechali do Doncaster.
- Kiedy tylko będziesz miał wolne. Lou ja siedzę na zwolnieniu.
- Dobrze to może jutro? Paul dał nam kilka dni wolnego.
- Dobrze to jutro po lekarzu.
- No tak zapomniałem.- walną się ręką w czoło.- Już jutro się dowiem czy będę miał córeczkę czy synka.
- Tak jutro się dowiesz.- zaśmiałam się.




Ale wam numer wywinęłam, no myśleliście że ona się nie zgodzi. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Miel widziane komentarze i do następnego.

Rozdział 24 Ktoś, kto mówi, że miłość nie przynosi strachu, nigdy nie był zakochany.

Trzeci miesiąc ciąży
Amelia
Siedziałam na krześle przy wysepce i wpatrywałam się w przeciwległą ścianę. Po ostatnim gotowaniu Louisa i Harry'ego była tam wielka plama, która mnie dobijała. Wstałam z krzesła i pojechałam kupić farbę. Louis wraca dopiero za parę dni. Kupiłam farbę i pędzle. Wszystko był już w kuchni. Poszłam na górę się przebrać. Założyłam starą bluzkę i jakieś spodenki. Włosy spięłam w kok i zabrałam się do roboty. Przy głośniej muzyce stałam na drabinie i malowałam ścianę kiedy ktoś musiał mi przeszkodzić.
- Amy co ty robisz?- zapytał mnie spanikowany Louis.
- Maluje.- odpowiedziałam i zaczęłam schodzić z drabiny.- Kochanie ty się nie denerwuj. Ja tylko malowałam.
- Tobie nie wolno.- stwierdził.
- Czemu? Dobra nie ważne, prawie już skończyłam.
Chciałam przesunąć drabinę, żeby pomalować ostatni kawałek, ale Lou mi nie dał. Znowu się zaczyna. On jest nadopiekuńczy i mam go czasem serdecznie dość. 
- Amy ale ty jesteś w ciąży.
- Zachowujesz się jakbym była śmiertelnie chora. Ciąża to nie choroba i przestań przesadzać. A teraz daj mi skończyć to co zaczęłam.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
 Ze złości maznęłam go brudnym pędzlem po twarzy. Louis odwdzięczył mi się tym samym. Wywiązała nam się mała wojna na farbę. Złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie. Brutalnie wpił się w moje usta. Tego mi brakowało. Wrócił mój Louis, ciekawe tylko na ile. Podniósł mnie i posadził na blacie kuchennym zwalając przy tym wszystko co na nim stało. Poczułam jego dłonie pod bluzką.
- Lou...- pocałunek.- a chłopaki?- zapytałam.
- Do  tego nie potrzebuję chłopaków.- odpowiedział i zaczął rozwiązywać troczki moich spodenek. 
- Ale jak wejdą?- zapytałam.
- Nie wejdą.- odpowiedział.
Jego namiętny pocałunek i dłonie na udach przekonały mnie. Poddałam się całkowicie temu szaleństwu. Lou wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialnie. Nie cierpiałam się z nim sprzeczać bo tego nie można nazwać kłótnią, ale godzenie się jest zajebiste. 
- Kocham cię.- powiedziałam.
- Ja ciebie też. A teraz wstawaj bo mam coś dla ciebie.
- Muszę? Nie możesz tego przynieść tutaj?- zapytała bonie chciało podnosić mi się tyłka.
Lou wstał i zaczął się rozglądać po pokoju. 
- Nie zmieści się tutaj więc kochanie musisz się ruszyć.
- Ale mi się tak nie chcę. 
- Dobra ubiorę cię.
- Kotku, ja myślałam że ty wolisz mnie rozbierać.- zaśmiałam się.
- No dla ciebie zrobię wyjątek.
Ze zbolałą miną podniosłam się z łóżka. Ubrałam się w miętowe rurki i białą bluzkę <klik>. Przeczesałam jeszcze swoje włosy. Palce Louisa zepsuły moją wcześniejszą fryzurę.
- Zadowolony?- zapytałam układając dłonie na biodrach i patrząc na swojego chłopaka.
- Bardzo.- odpowiedział.
Złapał mnie za dłoń i wyciągną z sypialni. 
Louis
Rozmawiałem już z mamą Amelii i muszę powiedzieć, że to bardzo miła kobieta. Bardzo się ucieszyła jak oznajmiłem jej, że przyjedziemy. Nie ładnie tak kombinować za plecami swojej dziewczyny, ale muszę coś zrobić. Amy siedział obrażona na siedzeniu, bo nie chciałem wyjawić jej gdzie jedziemy.
- Kochanie nie gniewaj się na mnie to niespodzianka.- powiedziałem a ona tylko zgłośniła radio. 
Po jakiejś godzinie jazdy zasnęła. Jak dojechałem nawet jej nie budziłem tylko wziąłem na ręce. Z dziewczyną wtuloną we mnie stałem przed drzwiami i czekałem aż ktoś mi otworzy. W końcu białe drzwi zostały otworzone, a ja mogłem wejść do środka.
- Dzień dobry.- powiedziałem, do kobiety stojącej przede mną.
- Dzień dobry Louis. Chodź pokaże ci gdzie ją zanieść.
Wszedłem po schodach na górę. Już wiem po kim moja Amy jest taka śliczna. Położyłem moją księżniczkę na łóżku i przykryłem ją kocem leżącym w nogach. Pocałowałem ją jeszcze w czoło i zszedłem na dół. 
Amelia
Musiałam zasnąć w samochodzie. Otworzyłam oczy i zdziwiona podziwiałam wnętrze mojego pokoju . Przeciągnęłam się i wstałam. Nie zwróciłam uwagi na sandały leżące obok. Na boso pokonałam cały korytarz i drewniane schody. Z salonu dobiegały mnie śmiechy. Oparłam się o ścianę i patrzyłam jak Lou rozmawia z moją mamą. Podniósł głowę do góry i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się do mnie szeroko. 
- Cześć mamo.- powiedziałam podchodząc bliżej.
- No dzień dobry. 
Rodzicielka wstała z kanapy i mnie przytuliła. 
- Louis powiedział, że jesteś na zwolnieniu i zostaniecie na cały tydzień.
- Tak powiedział? Ja nic nie wiem. Czasem za nim nie nadążam.
- Amelio a czemu jesteś na zwolnieniu?- zapytał mnie Greg.
- Bo...- zastanawiałam się jak im oznajmić że jestem w ciąży.- Z Louisem będziemy mieli dzidziusia.
- Będę babcią?- zapytała. Pokiwałam twierdząco głową, a ona jeszcze mocniej mnie przytuliła.- Który miesiąc.
- Trzeci mamo.
- Nic po tobie nie widać.- zauważyła.
- Zasługa luźnych bluzek. Dorobiłam się lekkiego brzuszka.
- Tak się cieszę. A co na to lekarz?
- Powiedział, że nie ma zagrożenia. Ja też się cieszę.
- Może coś zjesz?
- Tak, bo jestem strasznie głodna.
Moja mama poszła do kuchni, a ja usiadłam na kanapie obok Louisa.
- Chyba polubię twoje niespodzianki.- stwierdziłam.
- To dobrze bo to jeszcze nie koniec.
- Nie koniec? Lou co ty jeszcze wymyśliłeś?
- Nie powiem bo to ma być niespodzianka.
Greg przysłuchujący się naszej rozmowie zaczął się śmiać. Mama przyniosła nam kanapki. Od razu zabrałam się za jedzenie. Lou z uśmiechem przyglądał się jak jem.
- Co?- zapytałam
- Nic. Jedz to pójdziemy na spacer.
- Jem przecież.
Louis
Jak Amy spała to ja porozmawiałem z jej ojczymem. Postanowiłem się jej oświadczyć. Moje kochanie zjadło, z góry zniosłem jej sweterek i poszliśmy na spacer. Szliśmy plażą trzymając się za ręce. Zatrzymałem się, tak to będzie odpowiednia chwila. Uklęknąłem przed nią i z kieszeni wyjąłem pierścionek.
- Moje najdroższe kochanie. Kocham cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie życie bez ciebie. Więc mam jedno pytanie. Czy zostaniesz moją żoną.
Bałem się, że za chwilę ucieknie. Odwróci się na pięcie i gdzieś pobiegnie. Jednak nie zrobiła tego. Podeszła do mnie bliżej.
- Nie.- powiedziała a mia cały świat usunął mi się spod nóg.


Tak wiem jestem straszna. Miał być wczoraj a jest dopiero dzisiaj. Przepraszam trochę mi się życie skomplikowało i jakoś nie miałam weny. Trochę was pomęczę. Jak mnie przekonacie to rozdział mogę dodać nawet jeszcze dzisiaj, ale musicie ładnie poprosić. Mile widziane komentarze i do następnego.

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 23 Świat się zmienia

Amelia
Zapinałam akurat spodnie kiedy do łazienki wpadło całe One Direction. Niall i Louis był na czele.
- Amy powiedz im, że będzie dzidziuś.- poprosił blondynek.
- Oni myślą, że ich wkręcamy.- dodał Louis.
Spojrzałam na tę zgraję. Śmiać mi się chciało. Nic nie powiedziałam tylko dalej się ubierałam. Nakładałam marynarkę kiedy się domyślili i wyszli. Jednak nie są wcale tacy głupi. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Byłam blada, pewnie był to efekt wymiotowania od rana. Zrobiłam sobie lekki makijaż. Blond włosy zebrałam w luźny kok i wyszłam. Spodziewałam się, że będą czekać w pokoju, ale ich tam nie było. Założyłam na nogi czarne szpilki i zeszłam na dół. Kłócili się w kuchni.
- Amy ty powiedz. Jesteś w ciąży, czy nie?- zapytał Liam.
- Jestem. - odpowiedziałam szeroko się uśmiechając.
Zaczęli mnie przytulać i gratulować. Lou pękał z dumy. Dostałam śniadanie i sok pomarańczowy zamiast kawy.
- Powie mi ktoś gdzie jest moja kawa?- zapytałam. 
Pięć par oczu spojrzało na mnie jak na kosmitę. Zadałam przecież normalne pytanie.
- Kotku tobie nie wolno pić kawy.- powiedział Lou.- Jesteś w ciąży.
- I nie mogę pić kawy.- jęknęłam.
- Proszę tylko nie płacz. Masz sok.- pokazał na szklankę.
- Ale ja nie lubię soku pomarańczowego.
- Mamy marchewkowy.- powiedział Lou.
Wszyscy spojrzeli na niego zaszokowani jak nalewał do wysokiej szklanki soku. Podał go mi a ja z uśmiechem upiłam łyk. Teraz wszyscy patrzyli na mnie.
- No co?
- Lou nie dzieli się swoim sokiem, tak jak i marchewkami.- odpowiedział Zayn.
- Mnie kocha więc się ze mną podzielił.
Zabrałam się za jedzenie jajecznicy. Dużo nie zjadłam bo zrobiło mi się niedobrze. Odsunęłam od siebie talerz i piłam sok.
- Nie smakuje ci?- zapytał Harry.
- Nie po prostu jest mi niedobrze.- odpowiedziałam.
- Moje ty biedactwo.- przytulił mnie Lou.
Wypiłam całą szklankę soku i pojechaliśmy do lekarza. Trochę się denerwowałam, ale najważniejsze, że był obok mnie Louis. Weszliśmy do gabinety.
- O pani Amelia. Zapraszam, wczoraj wyszła pani tak szybko.- powiedział lekarz.
- Trochę mnie pan zaszokował. Lekarze mówili, że ciąża jest bardzo ryzykowana.
- Jest ryzyko, ale stan pani zdrowia jest bardzo dobry, jest pani młodą kobietą. Wszystko sprzyja na pani korzyść. Ostatnie dwa miesiące będą najgorsze. Będzie musiała je pani spędzić w szpitalu, bo codziennie będziemy wyznaczać nową dawkę leków immunosupresyjnych. 
- Czyli wszystko jest dobrze?- zapytał Lou.- Nic nie grozi Amy?
- Przy każdej ciąży jest ryzyko. Pani Amelia będzie musiała na siebie bardzo uważać, dużo odpoczywać i być pod stałą kontrolą lekarską. To tyle. Rozmawiałem z panią ginekolog i jest gotowa zostać pani lekarką. 
Poszliśmy do gabinetu pani ginekolog, na monitorze oglądaliśmy nasze maleństwo. Był to czwarty tydzień. Wypisała mi tabletki i co najgorsze zwolnienie z pracy. Louis był szczęśliwy. Pojechaliśmy do redakcji, zawieźć je, a później wróciliśmy do domu.
- Louis ciąża to nie choroba.- jęknęłam kiedy zabronił mi samej zrobić sobie herbatę.- Chłopaki weźcie go ode mnie.- poprosiłam Zayna i Nialla.- On mnie zamęczy. Proszę zrobię co zechcecie tylko zabierzcie go.
Obaj zastanawiali się nad moją propozycją. Zaczęli po cichu coś szeptać między sobą.
- Chcemy twoje ciasto czekoladowe.- powiedzieli
- Jasne. Zaraz biorę się do pieczenia, tylko błagam zabierzcie go.
We trójkę gdzieś poszli a ja zabrałam się za robienie ciasta. Włączyłam muzykę. Wyciągnęłam wszystkie składniki i zabrałam się za robienie wypieku. Upiekłam trzy bo przy tych głodomorach to i tak mało. Sprzątnęłam kuchnię i poszłam nieco popracować. Przecież ja nie umiem bezczynnie siedzieć. Co mam robić na drutach dziać? Stukałam w klawiaturę kiedy do domu wrócili chłopacy. Louis zabrał mi laptopa.
- No ej oddaj mi go.- jęknęłam.
- Nie. Masz wolne.- powiedział pokazując mi język.
- Ale ja się nudzę.
- To książkę poczytaj.
- Dobra rzecz idę do księgarni.
Zanim Louis zdążył zareagować, założyłam bluzę i wyszłam. 
Louis
Zrezygnowany opadłem na kanapę. Wykończy mnie ta kobieta. Moi przyjaciele śmiali się.
- Musisz dać jej trochę luzu. Ona nie lubi jak się ją kontroluje. 
- Ale ja się o nią martwię.
- Po prostu trochę wyluzuj.
Harry poklepał mnie po plecach i za resztą poszedł do kuchni. Pachniało stamtąd ciastem. Razem z resztą zacząłem je jeść.
- Ona jest wspaniała.- powiedział Niall z pełnymi ustami.
- Ale moja.
- Twoja, ale podzielisz się nią z nami.
- Nie. Jestem samolubny.


Dzisiaj to tyle, bo ja mam cholernie mało czasu. Wiecie szkoła. Mam nadzieję, że się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego. Ps. Następny w sobotę.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział 22 Zapamiętaj, wierz w siebie

Louis
Leżeliśmy na łóżku, ręce ciągle trzymałem na jej brzuchu. Byłem tak cholernie szczęśliwy. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Chciałem zacząć skakać z radości, zrobić tyle rzeczy.
- Lou a my damy sobie radę?- zapytała Amy opierając się na łokciach.
- Oczywiście, że damy. Będziemy szczęśliwą rodziną i nasze maleństwo będzie cię kochać i my będziemy kochać naszego dzidziusia. 
- Tak.- powiedziała mało przekonana.
- Kochanie czym się martwisz? Damy radę.- stwierdziłem.
Posadziłem ją sobie na kolanach, patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałem strach w jej oczach. Nie chodziło tylko o to czy damy sobie radę
- Powiedz mi.- poprosiłem.
- Ale co?- zapytała spuszczając wzrok.
- Czego się tak na prawdę boisz?
- Przed przeszczepem mój lekarz powiedział, że to duże zagrożenie.
- A co powiedział dzisiaj lekarz?
- Nie wiem, za bardzo byłam oszołomiona.
- Pójdziemy jutro i się wszystkiego dowiemy.- nie mogłem pokazać, że też się boję.- Będzie dobrze.
Przytuliłem ją mocno do siebie. Będzie dobrze, powtórzyłem w myślach. Musi być dobrze. 
- Głodna jestem.- powiedziała przerywając ciszę.
- Wiesz w domu jest pizza. 
- I ty dopiero mi to mówisz.- oburzyła się i wstała z moich kolan.
- No wyleciało mi z głowy. 
- To wstawaj. Ja na prawdę jestem głodna. Teraz jest nas dwójka.- powiedziała uśmiechając się szeroko.
- No już. Przecież wstaję.- wstałem i wziąłem moją Amy na ręce.- Na pewno was jest dwójka? Nadal jesteś tak samo lekka.
- Louis.- jęknęła.
- Wiem przecież jak się nazywam.- pokazałem jej język.
- Nie odzywam się do ciebie. Postaw mnie na ziemi.
Zrobiłem jak kazała. Szła przede mną, a ja mogłem podziwiać jej zgrabne ciało. Nie zwracała na mnie uwagi. Usiadła za kółko mojego auta i ruszyła. Stałem na chodniku z otwartą buzią. Stałem tak, dopóki ze śmiechem, Amy z powrotem nie zaparkowała.
- Twoja mina jest rozbrajająca. Wsiadasz czy nie?- zapytała.
- Ja prowadzę.
- Zwariowałeś. Ja prowadzę.
- Nie kochanie ja prowadzę.- nawet otworzyłem jej drzwi.
- Dobra prowadź sobie.
Wysiadła z auta ustępując mi miejsca. Nawet się nie odwróciła tylko zaczęła iść. Jezu kobiety. Wysiadłem z samochodu i poszedłem za nią.
- Amy nie gniewaj się, po prostu nie lubię siedzieć jako pasażer.
- Dla mnie mogłeś zrobić wyjątek.- no nie ona płacze.
- Kochanie, przepraszam.
- Mam gdzieś twoje przepraszam.- warknęła.- Mógłbyś w końcu iść po ten samochód, przecież nie będę szła piechotą na drugi koniec miasta.
Ręką przeczesałem włosy i poszedłem po ten samochód. Już bez większych kryzysów dojechaliśmy do domu. Amy pobiegła od razu do kuchni.
- Gdzie ta pizza?- zapytała.
- Powinna być w lodówce.- odpowiedziałem.
- Nie ma jej.- stwierdziła, w tym samym momencie do kuchni wszedł Niall.
- Niezła pizza ci wyszła.
O nie, no przecież ona go zaraz zamorduje. Zrobiła smutną minę i poszła na górę.
- Co jest?- zapytał zdezorientowany Niall.
- Mnie się pytasz. Zrozumieć kobietę to jest wyczyn, ale ciężarnej kobiety się nie da zrozumieć.
Usiadłem przy wysepce. Niall stał i nad czymś się zastanawiał. Z szafki w kuchni wyją żelki i poszedł na górę.
Amelia
Siedziałam na łóżku, głupie humorki. Raz chciało mi się płakać, a raz mogłabym kogoś zamordować. Do pokoju ktoś zapukał.
- Amy przepraszam za pizze.- powiedział Niall, który wszedł do pokoju.- Mam żelki.
- Podzielisz się ze mną?- zapytałam.
- Jak mi odpowiesz na jedno pytanie.
- Wal.
- Jesteś w ciąży?
- Tak. Louis ci powiedział?
Blondynek usiadł obok mnie i podał mi paczkę żelek.
- Nie. Powiedział że kobiety ciężko zrozumieć, a ciężarne to już w ogóle. Fajnie, że będziecie mieli dziecko. Lou trochę się martwi.
- Już do niego schodzę.
Zeszłam na dół, Louis siedział w kuchni. Podeszłam do niego i usiadłam na jego kolanach.
- Ta pizza wyprowadziła mnie z równowagi. Miałam kiepski dzień.
- Rozumiem. Masz prawo być rozdrażniona, płaczliwa.- przytulił mnie.- Kocham cię. 
- Ja ciebie też.-Lou delikatnie pocałował mnie w usta. - Ej ja chce więcej.- jęknęłam kiedy odsuną się ode mnie.
- No chyba nie tutaj.
- No nie. U nas w sypialnie.
- To chodź.- oczy mu się śmiały jak małemu dziecku.
- To mnie zanieś.
Louis zaczął się śmiać, ale wstał. Owinęłam nogi wokół jego pasa, a ręce zarzuciłam na jego szyję. Dość szybko pokonał wszystkie schody. Położył mnie na łóżku, a sam zamknął drzwi na klucz. Zdjął z siebie swoją pasiastą koszulkę i zaczął mnie całować. Byłam już w samej bieliźnie kiedy odsunął się ode mnie.
- Ale nie zrobię wam krzywdy?- zapytał.
- Nie, nie zrobisz Lou.
Szeroko się uśmiechnął i znowu zaczął mnie całować. Męczył się z zapięciem od mojego stanika.
- No nie mów, że nie umiesz tego robić.- zaśmiałam się.
- Umiem.- oburzył się- Już.- powiedział z triumfem w głosie pokazując mi moją bieliznę. 
Zaczęłam się śmiać, ale zamknął mi usta pocałunkiem. Było nam wspaniale. 



Dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że się wam podobał. Następny dodam w środę. Mile widziane komenatarze i do następnego.

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 21

Louis
Zeszedłem na dół nadal nieco zaszokowany zachowaniem Amy. Rozumiałem, że kobiety mają swoje humorki i puściłem to mimo uszu. W kuchni siedział Harry i akurat jego potrzebowałem.
- Hazza naucz mnie robić taką pizzę jak ty robisz.- poprosiłem.
- Lou, a nie możemy zacząć od czegoś prostszego nauczę cię robić naleśniki.
- Nie ja chcę dla Amy zrobić pizzę.
- Louis jak jej już nie kochasz to z nią zerwij, a nie chcesz otruć biedną dziewczynę.- zaśmiał się.
- Zajebisty z ciebie przyjaciel.- warknąłem.- Nawet nie chcesz mi pomóc.
- No dobra pomogę ci, ale ty jesteś marnym kucharzem i czemu akurat pizza?
- Bo ona bardzo lubi pizzę.- stwierdziłem jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem.
- Dobra, najpierw trzeba jechać na zakupy.
Z Harry'm zrobiliśmy zakupy, przez resztę dnia uczył mnie robić pizzę. Jego wyszła taka ładna okrągła a moja taka nie wiadomo co. Na tarasie rozstawiłem talerz, czekałem tylko aż wróci Amy. Była już siódma a ona jeszcze nie wróciła i nawet nie odbierała telefonu. Zacząłem się martwić.
Amelia
Stałam przed drzwiami do gabinetu mojego lekarza. Niepewnie zapukałam do drzwi. Nacisnęłam metalową klamkę i weszłam do środka.
- Pani Amelio.- przywitał się ze mną.- Ależ grobowa mina. 
- Dzwonił pan, że są moje wyniki.
- Tak i mam dla pani pewne wiadomości. Proszę usiąść.
Usiadłam na krześle i czekałam aż coś powie.
- Jest pani w ciąży.
- Słucham.
- Jest pani w ciąży. Będzie pani mamą. To ryzykowne w pani stanie, ale medycyna poszła do takiego stopnia, że jest to możliwe.
Moja ręka bezwiednie powędrowała do brzucha, lekarz dalej coś paplał, ale ja go nie słuchałam. Wstałam z krzesła i wyszłam. Siedziałam w swojej starej sypialni i patrzyłam na ceglaną ścianę. Kiedyś bardzo pragnęłam tego mieszkania, zrobiłam w nim każdą rzecz, a miesiąc temu tak łatwo było mi z niego się wyprowadzić i to wszystko przez Louisa. Kiedyś nawet nie myślałam o dziecku, po prostu interesowała mnie kariera, a teraz w tej chwili po prostu chciałam tego. Wypełniało mnie szczęście. Uśmiechałam się i płakałam ze szczęścia. Zerwałam się z łóżka i podeszłam do lustra. Podwinęłam swoją koszulkę i z uwagą zaczęłam przyglądać się swojemu płaskiemu brzuchowi. Nic się nie zmienił. Do pokoju wszedł Louis.
- Ty nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłaś.- powiedział.- Płakałaś? Co się stało?
- Nic.- odpowiedziałam.
- Amy mnie możesz powiedzieć.
Wzięłam głęboki oddech znowu zaczęłam się głupio uśmiechać. Podeszłam do Louisa i położyłam jego dłoń na swoim jeszcze płaskim brzuchu.
- Byłam dzisiaj u lekarza bo przyszły moje wyniki krwi. Powiedział mi coś ważnego co zmieni nasze życie Louis. Będziesz mógł się wycofać ja zrozumiem. 
- Przestań mówić zagadkami. 
- No bo ja... Lou my będziemy mieli dzidziusia. 
Obiema rękami badał mój brzuch. Najpierw był zaskoczony, później uśmiech miał na ustach. Uklęknął przede mną i pocałował mnie w brzuch. On czasem był taki słodki. 


No i jakoś udało mi się napisać kolejny. Mam nadzieję, że się wam podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 20

Amelia
W redakcji nie było jakiegoś nawału pracy. Szef  na razie nie pytał o wywiad jaki miałam przeprowadzić z nową dziewczyną  Louis'a i bardzo dobrze. Nie miałam do tego głowy. Właśnie ap-ropo głowy  to po prostu myślałam, że mi od rana eksploduje. Nic nie pomagało. No nic. Weszłam do domu, ale nie przywitała mnie Mia, a mój chłopak wynoszący  moje rzeczy w moich walizkach. Wróć! Dlaczego przed oczami właśnie  przeszedł mi Louis?
-Co ty tutaj robisz?
-Wyprowadzam cię- odparł całując w policzek.
Zanim zadałam kolejne pytanie musiałam poczekać, aż wróci z samochodu. Tupałam gniewnie nogą, aż w końcu przyszedł. Spiorunowałam go wzrokiem.
-Co...dlaczego....grrr....czemu mnie nie zapytałeś?
-Pytałem  cię kochanie wczoraj, ale że twoje zdanie było nie adekwatne do  oczekiwanej odpowiedzi, sam wziąłem się do roboty- odparł wzruszając  ramionami.
-Zabiję cię kiedyś. Przysięgam, że nadejdzie taki moment, a cię zabiję- wysyczałam przez zęby.
-Skarbie popatrz na to z innej perspektywy. Ty, ja, w jednym domu- pokazał mi coś w oddali ręką.
-Taa  ii...- nie dał mi skończyć, tylko przyciągnął mnie do siebie i złączył  nasze usta w głębokim pocałunku- Dobra zgadzam się- mruknęłam poddana.
Tym razem to ja musnęłam jego wargi znów zatapiając się w pocałunku.  Niestety ktoś musiał nam przerwać jak to zwykle bywa...Pan Styles nas  odwiedził.
-Oj zakochańce, pięknie, ślicznie, ale rzygam tęczą- odezwał się na przywitanie.
Dostał ode mnie po tym pustym łbie. Czasem ten człowiek jest strasznie irytujący.
-Co chcesz?- warknęłam.
Nie moja wina, że była wkurzona. Łeb mi rozwalało, nagle się okazuję, że się przeprowadzam i jeszcze on.
-Do Mii, Boże spokojnie nie gryź- wystawił ręce na znak obrony.
-Oh nie wkurzaj mnie- burknęłam i poszłam do kuchni napić się wody.
Louis
Postanowiłem przeprowadzić Amy do nas, bo chciałem  ją mieć bliżej siebie. Wolałem czuć jej obecność jak się kładę i jak  wstaję. Po prostu codziennie. Gdy zapakowaliśmy już wszystkie rzeczy,  wziąłem za łachy Harry'ego i wsadziłem do samochodu. Amelie usiadłam obok  mnie i całą naszą trójcą pojechaliśmy do nowego domu Amy. Podczas drogi dziewczyna trochę ochłonęła, a uśmiech wkradł się na  jej twarzyczkę. Miło było na to patrzeć. Złapałem jej dłonie i ścisnąłem  delikatnie.
-Kocham cię- wyszeptała
-A ja ciebie- odparłem skręcając w uliczkę, gdzie znajdowała się nasza willa.
Wysiadłem z samochodu, Amy zrobiła to samo. Podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce. Oczy jej się śmiały jak przenosiłem ją przez próg. W salonie siedział Niall. Spojrzał na nas.
- Kiedy był ślub?- zapytał.- Czemu mnie nie zaprosiliście tyle dobrego jedzenia.
Nic nie powiedziałem, tylko zacząłem wspinać się po schodach. Posadziłem moją księżniczkę na naszym łóżku i miałem zamiar pójść po jej walizki, ale chłopacy byli tak wspaniali, że przynieśli je za mnie. Amy z chytrym uśmieszkiem spojrzała na swoje rzeczy, a później na mnie.
- Kochanie ty spakowałeś i ty rozpakujesz.- powiedziała- A ja idę pod prysznic.
Dwaz tygonie później
Amelia
Nie powiedziałabym, że to był mój najszczęśliwszy dzień. Najpierw zaspałam, w biegu wzięłam prysznic, a później się ubrałam. Louis przyglądał się mi leżąc na łóżku. Zbiegłam na dół i ukradłam dla Nialla jedną z kanapek. Miał ich dużo. Siedziałam za kółkiem swojego auta i od pięciu minut próbowałam je odpalić. Wściekła wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Zaczęłam płakać.
- Kochanie co się stało?- zapytał Lou przytulając mnie.
- Samochód mi nie chce odpalić.- odpowiedziałam szlochając.
- Ale to nie jest powód do płaczu.- stwierdził rozbawiony.
- To nie jest zabawne.
- Dobra, to weź moje auto.
Wzięłam jego kluczyki i pojechałam do pracy, najpierw namiętnie go całując. Ledwo zdążyłam usiąść na krześle kiedy musiałam iść do szefa.
- Amy kiedy dostane artykuł o dziewczynie Louisa Tomilnsona.
- Nie wiem, jeszcze się za niego nie zabrałam.
- Czemu? To nie jest jakieś specjalnie trudne zadanie.
- Przecież nie napiszę o samej sobie.- warknęłam i wyszłam.
Siedziałam w parku i próbowałam się uspokoić kiedy zadzwonił mój telefon.
- Pani Amelio przyszły pani wyniki czy mogłaby pani przyjechać.




Mile widziane komentarze i do następnego.

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 19 Miłość zmienia oblicze świata

Rozdzialik dla mojej Ali (Sky fall girl)

Amelia
Urlopy jak i zwolnienia kiedyś się kończą, Ja musiałam wrócić do pracy w redakcji, a Louis na próby i wywiady. Po wspaniałym tygodniu jaki spędziliśmy w Doncaster ciężko było wpaść w tryb praca.
- Amy wstawaj.- Louis usilnie próbował mnie obudzić.- Kochanie musisz iść do pracy.
On w życiu nie da za wygraną. Zdjęłam kołder z głowy i obdarzyłam mojego chłopaka morderczym spojrzeniem.
- Ty mnie wcale nie kochasz.- oznajmiłam i poszłam do łazienki.
Nawet zimny prysznic mnie nie obudził. Ubrana w jasne rurki i ciemną bluzkę <klik> zeszłam na dół. Pachniało kawą.
- Zrobiłem ci śniadanko. Nadal uważasz, że cię nie kocham?- zapytał.
- Już tak nie uważam.- powiedziałam i go pocałowałam.
Louis zawiózł mnie pod redakcję. Ledwo zdążyłam usiąść na krześle kiedy do mojego gabinetu wszedł szef. 
- Amelio jak miło, że już wróciłaś.- powiedział.- Mam dla ciebie nowe zadanie. 
- Jakie?- zapytałam.
- Chodzi o Louisa Tomilnsona. Dobrze go znasz? 
- Troszeczkę.- odpowiedziałam uśmiechając się pod nosem.
- Może wiesz kim jest nowa dziewczyna Louisa, bylibyśmy pierwsi.
Ledwo powstrzymałam się od śmiechu, kiedy mój szef wyszedł ja od razu zadzwoniłam do Louisa.
- Już się za mną stęskniłaś?- zapytał.
- Nie.- odpowiedziałam.
- Smutno mi, będę płakał.- powiedział udając płacz.
- Posłuchaj mnie. Mam dowiedzieć się, kto jest tajemniczą dziewczyną Louisa Tomilnsona.- Louis zareagował tak samo jak ja, zaczął po prostu się śmiać. 
- Wiesz to oznacza, że może jednak byśmy powiedzieli wszystkim.
- Lou to nie jest rozmowa na telefon.- stwierdziłam.
- To wpadnę do ciebie o 12 i pójdziemy coś zjeść.
- Dobra.
Bezmyślnie stukałam w klawiaturę. Jakoś nie miałam ochoty, żeby wszyscy o nas wiedzieli. Do mojego biura wszedł Lou.
- No chodź.- powiedział.
Louis pomógł założyć mi kurtkę i wyszliśmy. Siedzieliśmy w restauracji, widelcem grzebałam w moim posiłku.  
- Amy, kochanie co się dzieje?
- Nic.- burknęłam.
- Amelia, proszę powiedz mi prawdę.
- Boję się.- odpowiedziałam po cichu.
- Czego słoneczko.
- Całego tego szumu. Przecież jak się wszyscy dowiedzą to rozpęta się piekło. Twoje fanki, nie wiadomo jak zareagują.
- Kochanie nie masz czego się bać. Jesteś wspaniała, a fankami się nie przejmuj.
Posłałam mu lekki uśmiech. Lou zapłacił i poszliśmy na spacer. Nie wróciłam już dzisiaj do pracy. Siedzieliśmy na łóżku w pokoju Louisa i rozmawialiśmy. Miłe było planowanie naszej wspólnej przyszłości. Doszliśmy do ciężkiego tematu.
- Amy a co myślisz o dzieciach?- zapytał.- Nie teraz, ale w przyszłości.
- W moim wypadku to dosyć ryzykowne.- odpowiedziałam. 
Oczy mu posmutniały, przysunęłam się do niego bliżej.
- Ale nie, nie możliwe. Kiedyś na pewno. 
- Nie chcę ryzykować twoim zdrowiem.- delikatnie mnie pocałował.
Wdrapałam się na jego kolana, uśmiechając się słodko patrzyłam w jego niebieskie oczy. Boże jak ja kocham tego człowieka.
- Wiesz, że cię kocham?
- Wiem.- odpowiedział.
- Odwieziesz mnie do domu?- zapytałam.
- Po co, zostań.
- Nie mogę. Ja nadal tam mieszkam.
Minę zrobił jakby nad czymś myślał. Ostatkiem siły woli powstrzymywałam się, żeby nie parsknąć ze śmiechu prosto mu w twarz.
- To zamieszkaj tutaj. Ja nie będę musiał się z tobą rozstawać.
- Nie Lou, najpierw się dokładnie poznajmy.- powiedziałam.- Odwieziesz mnie.
- Oczywiście słoneczko.

Dzisiaj to tyle. Krótki, ale mam nadzieję, że się wam podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 18 Każdy dzień to odrobina życia

Amelia
Leżałam na kanapie i czekałam aż chłopaki wrócą. Uśmiech nie schodził mi z buzi. Nawet się jeszcze nie ubrałam, ale ze mnie leń. Drzwi się otworzyły i wpadła cała banda.
- Amy ty jeszcze nie ubrana?- zapytał Louis.
- Nie, a po co? Wygodna ta twoja koszulka- stwierdziłam.
- Już marsz na górę się ubierać.
- Oczywiście tatku.- zaśmiałam się i poszłam na górę.
Na podłodze nadal walały się nasze rzeczy, zaczęłam je zbierać. W moje ręce wpadła koszulka. Z dowodem zbrodni ustałam na schodach.
- Louis ja cię chyba zabiję.- powiedziałam zła 
- Za co?- zapytał z miną niewiniątka.
- Do jasnej cholery czemu moja koszulka jest porwana.- Na moje słowa wszyscy zaczęli się śmiać.
- To nie moja wina, że tak ciężko było ją zdjąć.- Zaczął się tłumaczyć. 
- Ty lepiej siedź cicho bo cię własnoręcznie zabiję- stwierdziłam.
- Poczekaj, zaraz znajdę ci coś do ubrania, tylko się na mnie nie gniewaj.- Chłopak zrobił minę zbitego pieska.
Udobruchana wróciłam na górę do pokoju Louisa, a później weszłam do łazienki z zamiarem wzięcia prysznica. Rozebrałam się z bielizny oraz jego koszulki i weszłam pod strumień gorącej wody. Do łazienki wszedł Louis.
- Jak dla mnie to możesz się jednak nie ubierać- stwierdził.
- Ty się może w końcu zdecydujesz. Wyjdź mi z łazienki.
Louis spuścił głowę i wyszedł. Po dość długim prysznicu ubrałam się w ciuchy przyniesione przez Louisa. Nawet przyniósł mi czystą bieliznę, jeszcze z metką. <klik>. Ubrana i poczesana wyszłam z łazienki. Louis pakował jakieś rzeczy do torby.
- Jedziesz gdzieś?- zapytałam.
Nie ja nigdzie nie jadę- odpowiedział.- Ale my jedziemy.
- Co? Gdzie? Dlaczego?
- Jedziemy do Doncaster, chcę cię przedstawić mojej rodzinie.
- Ale czemu?- zapytałam
- Bo cię kocham. Zajedziemy po jakieś rzeczy dla ciebie.  
Wychodzi na to, nie ja nie mam nic do gadania. Poszliśmy do jego samochodu i pojechaliśmy do mnie. Pakowałam swoje rzeczy do torby. Lou została na dole w samochodzie. Mija weszła do mojej sypialni.
- Wybierasz się gdzieś?
- Tak do rodziny Louisa- odpowiedziałam mało zadowolona.
- To dobrze. Znaczy, że myśli o tobie poważnie.
- A jak mnie nie polubią? Co wtedy?
- Polubią cię- zapewniła mnie.- Pakuj się, bo pewnie ten twój książę się niecierpliwi.
- Niech jeszcze poczeka.
Dopakowałam jeszcze kilka rzeczy i z torbą w ręku zeszłam na dół. Louis od razy wyskoczył z samochodu. Zachowywał się jakby ta torba ważyła przynajmniej z tonę. Rozbawiona wsiadłam do samochodu. Musiało mi się przysnąć bo obudziłam się jak Louis parkował pod jakimś domem. Zdolna jestem.
- Amy kochanie jesteśmy na miejscu.- powiedział.
- Widzę.- odpowiedziałam.
- Nie mów, że nadal się na mnie gniewasz.
- Nie nie gniewam się.- zapewniłam go.
- To co jest?- zapytał.
- Trochę się boję.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Nie masz czego się bać. Obiecują, że cię polubią. No głowa do góry i idziemy.
Wysiadłam z samochodu. Louis złapał mnie za rękę, chyba bał się że gdzieś ucieknę. Weszliśmy do środka. Od razu ktoś się na nas rzucił, bardziej na Louisa.
- Amy poznaj Pheobe i Daisy. - powiedział jak już się uwolnił.
- Cześć.- przywitałam się.
- Jesteś jego dziewczyną?- zapytała jedna, były identyczne.
- Przecież koleżanki by nie przyprowadził.
Posprzeczały się jeszcze chwilę i poszły na górę. Zostałam zaprowadzona do salonu. Siedziały tam jeszcze dwie dziewczyny.
- Za to to jest Lottie i Felicity.- obie na nas spojrzały.
- Louis.- te też się na niego rzuciły.
- Dziewczyny to jest moja dziewczyna Amelia.
Ja też zostałam przytulona, wycałowana i oblana sokiem. Jego rodzina jest tak samo zabawna jak on sam. Siedzieliśmy w jego pokoju. Wiedziałam co mu chodzi po głowie. 
- Lou nie wolno.- powiedziałam odsuwając się od niego.
- Czemu?
- Za ścianą jest twoje rodzeństwo.
- Przesadzasz.
Bezceremonialnie popchnął mnie na łóżko i zaczął rozbierać, jednocześnie mnie całując. Weź i człowieku się wysypiaj jak tu taki idiota nie daje ci się spać. Długo nie protestowałam i sama zabrałam się za rozbieranie mojego chłopaka.


Postanowione, tak szybko jeszcze nie zakończę tego bloga. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 17 Miłość to trudna rzecz

Amelia
Kiedy pociąg dojechał do stacji w Londynie była już godzina 22 wsiadłam do taksówki i pojechałam do chłopaków.  Weszłam do środka, Louis siedział na brązowej kanapie, wstał jak tylko mnie zobaczył.
- Martwiłem się o ciebie Amy.- powiedział podchodząc do mnie stał na wyciągnięcie mojej ręki.
- Musiałam pomyśleć. - zrobiłam jedne krok w jego kierunku i po prostu się w niego wtuliłam.- Też cię kocham.
- Słucham?- zapytał zdziwiony.
- Kocham cię.-  powtórzyłam.
Przycisnął mnie mocniej do siebie, teraz wszystko było na swoim miejscu. Schował twarz w zagłębieniu mojej szyji. Leżeliśmy na jego łóżku, patrzyłam w jego niebieskie oczy, w mój własny, prywatny ocean spokoju.
- Co ci się jeszcze śniło?- zapytałam.
- Ślub twojej mamy, i jeszcze dużo innych rzeczy.
- Jakich?
- Śniło mi się to.- powiedział i zaczął mnie całować.- I to.- jego usta zjechały na moją szyję.
- Coś jeszcze?- zapytałam siadając na nim okrakiem, powoli odpinałam guziki jego koszuli.
- Jeszcze to.- dodał i ściągnął ze mną koszulkę. 
- Tak? A coś jeszcze?
- Jeszcze to.
Leżałam pod nim, a on majstrował przy guziku moich spodni. Po chwili moje rurki leżały na ziemi z resztą naszych ciuchów. Leżałam przed nim w samej bieliźnie. Usiadłam i odpięłam pasek od jego spodni, później guzik. Przy jego współpracy pozbyłam się jego kolorowych rurek. 
- Na pewno tego chcesz?- zapytał.
- Tak Louis.
Chłopak pozbył się naszej bielizny. W tej chwili był chyba najdelikatniejszy. Czułam każdy jego pocałunek, każde muśnięcie mojej skóry. Leżeliśmy obok siebie. 
- Kocham cię.- powiedział.- Na prawdę cię kocham. Bałem się, że ciebie straciłem, że już nigdy nie spojrzę w twoje oczy, nigdy nie powiem jak bardzo cię kocham.
- Musiałam sobie tylko wszystko poukładać. Przepraszam.
- Nie masz za co kochanie.
Zamknęłam oczy i po prostu zasnęłam, wtulona w swojego chłopaka.  Nie miałabym nic przeciwko takiemu budzeniu, żeby było kilka godzin później. Louis obudził mnie pocałunkiem.
- Księżniczko już po dwunastej.
- Jeszcze troszeczkę, proszę połóż się obok mnie.
- Nie mogę zaraz mamy wywiad.- stwierdził.
- To idź ja sobie jeszcze poleżę.
- Dobrze, ale jak wrócę to dosyć tego lenistwa.
- Okej, a teraz daj mi spać.
Louis jeszcze raz mnie pocałował i wyszedł, długo nie leżałam w łóżku. Ubrałam się w jego koszulkę i zeszłam na dół. Nawet śniadanie dla mnie przygotował. Z talerzem kanapek poszłam do salonu i włączyłam telewizor, akurat zaczął się wywiad. Najpierw zaśpiewali Little Things 

Z zadowoleniem słuchałam ich piosenki. W końcu przyszedł czas na pytania.
- Pierwsze pytanie do Louisa. Spotykasz się z kimś?
- Tak.- odpowiedział zadowolony z siebie.- Spotykam się z kimś. 
- Nie powiesz nam z kim?
- Nie na razie to będzie moja tajemnica.

Dosyć krótki i stwierdzam, że mi nie wyszedł. Mam nadzieję, że się wam podobał. Mile widziane komentarze i do następnego. Ps. Ankieta nadal aktualna.