niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 16 Czy możemy zakochać się kolejny raz?

Louis
Stałem na chodniku i rozglądałem się na wszystkie strony szukając w tłumie przechodniów Amy. Dostrzegłem ją siedzącą w samochodzie.
- Amy zaczekaj.- krzyknąłem, ale on już odpalała.
Niewiele myśląc pobiegłem w jej stronę. Wbiegłem pod koła jej auta, ona zaczęła hamować, opony wydały głośny pisk, a ja poczułem mocne uderzenie...
Podniosłem się do pozycji siedzącej, byłem cały spocony. Zapaliłem lampkę stojącą przy moim łóżku i odetchnąłem z ulgą. Byłem w jednym kawałku. Moja ulga szybko ustąpiła bo obok mnie nie leżała Amy. Do ręki wziąłem telefon. Spojrzałem na datę, nie zgadzała mi się. Przecież powinien być już lipiec. Wstałem z łóżka i poszedłem do pokoju obok gdzie spał Harold. Obudziłem go.
- Louis co jest?- zapytał zaspany.
- Który dzisiaj mamy?
- A która jest godzina?
- koło trzeciej rano.
- To 23 marca 2013 roku.- odpowiedział.
- Dzięki.
- Louis a po co ci to wiedzieć?
- Bo przyśniło mi się coś strasznego.- odpowiedziałem.
- Jak zrobisz mi kawę to pogadamy.
Zeszliśmy na dół, w kuchni przygotowałem dwie kawy i zacząłem mu opowiadać. Najpierw o tych wspaniałych chwilach, a później o tym jak ją okłamałem. 
- To oznacza, że musisz powiedzieć Amy całą prawdę.
- Jak tylko wyjdzie ze szpitala to jej powiem. Powiem jej wszystko.- obiecałem mu.

Z samego rana pojechałem do Amy, kupiłem jej kwiaty. Dzisiaj wyglądała znacznie lepiej. Uśmiechnęła się do mnie jak tylko wszedłem do sali.
- Jakie piękne.- powiedziała jak tylko podałem jej bukiet czerwonych tulipanów. - Dziękuję Lou.
- To nic takiego kochanie.- pocałowałem ją w usta.- Kiedy cię wypiszą?- zapytałem.
- Lekarz powiedział, że po dzisiejszych badaniach mi powie.- odpowiedziała.- Louis coś się stało?- zapytała.
- Nie nic się nie stało. Po prostu się o ciebie martwię.- odpowiedziałem łapiąc ją za rękę.
- Nie masz się o co martwić.- stwierdziła uśmiechając się.
- Ale pomartwić się mogę?
- No możesz ja ci nie zabronię.
Pochyliłem się i skradłem jej jednego całusa, chciałem jeszcze jednego, ale do sali wszedł lekarz.
- Mogę ją porwać na kilka badań?
- Ale odda mi ją pan?- zapytałem
- Tak, oddam za młoda jest, mam córkę w jej wieku.- odpowiedział ze śmiechem.
Nie wiedziałem co mam ze sobą robić, bałem się tego co pokażą wyniki. Od pielęgniarek poprosiłem o wazon do kwiatów, kupiłem kilka gazet dla Amelii. Jak wróciłem to siedziała na łóżku i szeroko się uśmiechała.
- Dzisiaj mnie wypiszą.- powiedziała.
Niewiele myśląc podszedłem do niej i porwałem na ręce. Dobrze, że nic jej nie jest. Wrócimy i ja piwem jej prawdę. Nie mogę doprowadzić do sytuacji ze snu. Pojechałem po rzeczy dla niej. Godzinę później moja dziewczyna wyszła z łazienki ubrana. Zajechałem pod naszą willę.
- Czemu nie zawiozłeś mnie do domu?- zapytała.
- Bo chciałbym o czymś z tobą porozmawiać.- odpowiedziałem.
Amelia
Louis chodził po salonie w tę i z powrotem, próbował mi coś powiedzieć. Od rana był jakiś dziwny. 
- Powiesz w końcu o co chodzi.
- Bo ty masz serce Alex.- powiedział, a mnie zamurowało.
- Skąd wiesz?- zapytałam.
- Lekarz mi powiedział. Amy, ale ja cię kocham. Nie dla serce tylko kocham cię całą. Ten cudowny uśmiech, te zielone oczy, to jak potrafisz dogryźć Harry'emu chociaż wiem, że go lubisz. Kocham ten twój pracoholizm. Kocham w tobie wszystko, a te serce jest twoje nie Alex. Zrozumiałem to od razu.
- Mam serce twojej nieżyjącej dziewczyny?- zapytałam a on pokiwał twierdząco głową.- Mówisz, że mnie kochasz.
- Najbardziej na świecie.
- I nie ze względu na to?
- Nie, to nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia.
- Czemu mi to mówisz?
- Bo przyśniło mi się, że ci tego nie powiedziałem usłyszałaś fragment rozmowy i wszystko się posypało. Nie chcę tego, nie chcę się stracić.
- Gdyby nie to pewnie byś mi nie powiedział?- zapytałam.
- Nie wiem. Nie wiedziałem co mam zrobić z tą informacją. Amy jedyne czego jestem pewien to tego, że cię kocham.
Wstałam z kanapy i podeszłam do niego. Musnęłam jego usta i po prostu wyszłam. Musiałam sobie wszystko przemyśleć. Siedziałam w pociągu do Portland. W uszach miałam słuchawki. 
Szłam wydeptaną ścieżką, wiał dosyć zimny wiatr. Dziękowałam, że Louis przywiózł mi kozaki na płaskim obcasie. Ustałam pod latarnią morską. Skierowałam się w stronę jej białych drzwi. Krętymi schodami weszłam na samą górę, gdzie siedział Ethan.
- Amelia jak ja dawno cię nie widziałem.- powiedział staruszek.
- Dość długo mnie tu nie było.- stwierdziłam patrząc na morze.
- Co cię gnębi?
- To dosyć skomplikowana historia.
- Jestem stary, ale nie głupi. Mów co ci leży na sercu.
Opowiedziałam staruszkowi całą historię. Czekałam aż coś powie.
- Kochasz go?- zapytał
- Tak.- odpowiedziałam, nawet nie musiałam się zastanawiać nad odpowiedzią.
- To jedź do niego. On też cię kocha, nie ma nad czym myśleć. Teraz pewnie martwi się o ciebie.
Na potwierdzenie jego słów moja komórka znowu zadzwoniła. Spojrzałam na wyświetlacz urządzenia, dzwoniła Mia, ale miałam od cholery nieodebranych połączeń od Louisa. Odebrałam.
- Amy gdzie ty się podziewasz?
- Tam gdzie mi się łatwiej myśli.- odpowiedziałam.
- To mu to powiedz, bo Louis jest gotowy zjeździć całą Anglię.
- Powiedz mu, żeby nigdzie nie jeździł, powinnam niedługo wrócić.
- Przemyślałaś wszystko?
- Tak, Ethan mi pomógł.
- To mądry staruszek. Wracaj szybko, a ja uspokoję Louisa.
- Dzięki Mia.



Tego się pewnie nie spodziewaliście. No ja sama nie myślałam, że zrobię to wszystko snem, ale jakoś musiałam uratować biednego Louisa. Z prośbą, na dole znajdziecie ankietę moglibyście zagłosować? Byłabym bardzo wdzięczna. Mile widziane komentarze i do następnego. Ps. Mam nadzieję że jajka były smaczne hihi ♥

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 15 Jestem ślepy, bo jesteś wszystkim co widzę


Louis
Co ja zrobiłem? Czemu pozwoliłem jej odejść? Wybiegłam z domu, ale taksówka już wyjeżdżała, a w niej moja Amy. Znowu popełniłem ten sam błąd, znowu pozwoliłem odejść najważniejszej osobie w moim życiu. Wróciłem do domu, w salonie był Harry.
- Nie pogodziliście się?- zapytał, pokiwałem przecząco głową bo nie miałem siły nic powiedzieć. Wyminąłem przyjaciela i poszedłem na górę do siebie, do pokoju. Do miejsca, które było przesiąknięte jej zapachem, jej obecnością. Teraz zamiast zdjęć Alex były zdjęcia Amy, oprócz jednego. Zabroniła mi je schować. Położyłem się na łóżku, chciałem obudzić się z tego koszmaru, chciałem obudzić się obok mojej Amy.
Dzień drugi po rozstaniu
Amelia
Nie miałam siły wychodzić z łóżka, płakałam w poduszkę. Chciałam znaleźć się w jego ramionach, chciałam usłyszeć jego głos. Wyszłam spod ciepłej kołdry i puściłam ich płytę. Torturowałam samą siebie, ale nie mogłam zapomnieć, nie mogłam przestać go kochać.
- Amy może coś zjesz?- do pokoju zapukała Mia.
- Nie.- odpowiedziałam.
- Może zrobię ci herbaty?
- Nie dziękuję, nic nie chcę.
Z powrotem naciągnęłam na głowę kołdrę i wsłuchiwałam się w muzykę szlochając.
Louis
Siedziałem przy biurku, przede mną stało jej zdjęcie. Uśmiechała się do mnie, zielone oczy miała zamknięte. Chciałbym zatracić się w tej zieleni. Do kieliszka nalałem kolejną porcję alkoholu i od razu wypiłem, krzywiąc się. 
- Wróć.- wybełkotałem do zdjęcia.- Bez ciebie jestem niczym. Nie ma mnie bez ciebie, więc proszę wróć.
- Lou już dość.- powiedział mój przyjaciel, tylko on mi został.
- Czemu?- zapytałem.
- Bo jest południe a ty jesteś już nieźle pijany.- odpowiedział zabierając mi praktycznie pustą butelkę.- Chodź położysz się?
- A jak wstanę to ona będzie?
- Nie, je nie będzie, za to będziesz miał cholernego kaca.
- To się nie kładę.- stwierdziłem.
Dwa tygodnie  później
Louis
Wyszedłem z pokoju tylko dlatego, że Paul kazał się pokazać na jakąś konferencję prasową w radiu. Zeszedłem na dół nawet ogarnięty. Z lodówki wyjąłem butelkę wody bo mnie suszyło. 
- Ja jestem gotowy.- oznajmiłem chłopakom, którzy jedli śniadanie.
- Nie jesz?- zapytał Liam.
- Nie. Możecie się pospieszyć?
- Jasne.
Godzinę później siedzieliśmy w radiu, kolejny nic nie warty wywiad, ale najpierw mieliśmy zaśpiewać piosenkę. Padło na More Than This.
Amelia 
Kiedyś w końcu musiałam wrócić do pracy, miałam iść do radia i pozadawać komuś pytania, ale za cholerę nie wiedziałam komu. Ubrałam się w białe rurki i zwiewną bluzkę <klik>. Włosy rozczesałam i zeszłam na dół. Wzięłam tylko batonika do zjedzenia i od razu pojechałam do tego przeklętego radia.
- Przepraszam gdzie znajdę studio 211?- zapytałam jednego z pracowników bo się zgubiłam.
- Prosto i w lewo.- odpowiedział mi.
Zgodnie z jego wskazówkami trafiłam do studia, chociaż z chęcią jeszcze bym pobłądziła. Na pięciu krzesła przy mikrofonie siedziało całe One Direction, a co najgorsze siedział tam też Louis. Wyszłabym, gdyby nie pierwsze takty mojej ulubionej piosenki.



Liam:
Jestem załamany,
Słyszysz mnie?
Jestem ślepy, bo jesteś wszystkim co widzę
Tańczę sam
Modlę się, by Twoje serce odwróciło się,
Kiedy przechodzę pod Twoimi drzwiami
Spuszczam, głowę by zmierzyć się z podłogą
Bo nie mogę spojrzeć Ci w oczy i powiedzieć...
Harry:
Kiedy on otwiera ramiona i trzyma Cię blisko dziś wieczorem,
To po prostu nie jest w porządku,
Bo nie mogę Cię kochać bardziej niż  teraz
Kiedy układa Cię do snu, umieram od wewnątrz
To po prostu nie jest w porządku
Bo nie mogę Cię kochać bardziej niż teraz
Nie mogę Cię kochać bardziej niż teraz
Niall:
Jeśli będę głośniejszy, zobaczysz mnie?
Ułożysz się w mych ramionach i uratujesz?
Jesteśmy tacy sami
Możesz mnie uratować
Gdy odejdziesz to uczucie znów zniknie
Louis:
I potem widzę Cię na ulicy w jego ramionach
Słabnę
Ciało mnie zawodzi, upadam na kolana modląc się
Wszyscy: 
Kiedy on otwiera ramiona i trzyma Cię blisko dziś wieczorem,
To po prostu nie jest w porządku,
Bo nie mogę Cię kochać bardziej niż  teraz
Kiedy układa Cię do snu, umieram od wewnątrz
To po prostu nie jest w porządku
Bo nie mogę Cię kochać bardziej niż teraz
Nie mogę Cię kochać bardziej niż teraz
Zayn:
Nigdy nie miałem nic do powiedzenia
A teraz pytam czy zostaniesz?
Choć na chwilę w mych ramionach
A gdy będziesz dziś wieczorem zamykać oczy
Modlę się, byś zobaczyła światło błyszczących gwiazd nad nami
Liam:
Kiedy on otwiera ramiona i trzyma Cię blisko dziś wieczorem,
To po prostu nie jest w porządku,
Bo nie mogę Cię kochać bardziej niż  teraz
Zayn:
Bo mógłbym Cię kochać bardziej niż on
Wszyscy:
Kiedy układa Cię do snu, umieram od wewnątrz
To po prostu nie jest w porządku
Bo nie mogę Cię kochać bardziej niż teraz
Nie mogę Cię kochać bardziej niż teraz
Kiedy on otwiera ramiona i trzyma Cię blisko dziś wieczorem,
To po prostu nie jest w porządku,
Bo nie mogę Cię kochać bardziej niż  teraz
Kiedy układa Cię do snu, umieram od wewnątrz
To po prostu nie jest w porządku
Bo mógłbym Cię kochać bardziej niż on
Nie mogę Cię kochać bardziej niż teraz
Louis mnie zauważył, zrobiłam w tył zwrot i wybiegłam z pomieszczenia. Siedziałam w swoim aucie, kiedy zobaczyłam jak wybiega z budynku. Rozglądał się jakby kogoś szukał. Odpaliłam samochód w tym samym czasie co on spojrzał na mnie.
- Amy zaczekaj.- powiedział, ale ja już jechałam.
Wbiegł pod samochód, zahamowałam z piskiem opon, ale nie zdążyłam...


Potrzymam was jeszcze w niepewności. Tak wiem jestem straszna. Trochę smutny ten rozdział mi wyszedł. No cóż ciągle słodkie nie mogą być. Mile widziane komentarze i do następnego.

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 14 Pojmujesz, że ją kochasz kiedy pozwolisz jej odejść


Muzyka: Passenger - Let her go
Amelia
Zaparkowałam pod domem Daniell, u mnie od razu by mnie szukali. Zapłakana wysiadłam z samochodu i zadzwoniłam domofonem do przyjaciółki. Otworzyła mi od razu. Schodami weszłam na ostanie piętro, Dan już na mnie czekała na korytarzu.
- Amy co się stało?- zapytała przytulając mnie.
- Bo Louis powiedział, że jest ze mnę ze względu na serce Alex.- odpowiedziałam.
- A to palant, tego bym się po nim nie spodziewała. 
Siedziałam na kanapie w mieszkaniu Daniell, na sobie miałam jej dresy. Tępo wpatrywałam się w telefon, który ciągle dzwonił. Moja przyjaciółka przyniosła mi kubek z gorącą herbatą.
- Amy, musisz z nim porozmawiać. Może źle usłyszałaś.
- Dobrze usłyszałam Dan. Nie mam zamiaru z nim rozmawiać.
- Masz zamiar się katować, przecież ty go kochasz.- zauważyła.
- Nie kocham go, nic już dla mnie nie znaczy.- oszukiwałam samą siebie.
- Wmawiaj to sobie. 
W mieszkaniu zapanował cisza, Daniell uważnie mi się przyglądała. Panowała głucha cisza, którą przerwało pukanie. Spojrzałam zaniepokojona na brunetkę.
- To Liam.- stwierdziła i podeszła do drzwi.
Do pomieszczenia weszli oboje. Chłopak delikatnie się uśmiechną, nie mogłam odwzajemnić gestu.
- Louis pojechał cię szukać w Portland.- powiedział.- Amy porozmawiaj z nim.
- Nie Liam, nie mam zamiaru z nim rozmawiać. 
- Czemu?- zapytał siadając obok mnie.
- Bo mnie oszukiwał przez trzy miesiące. Byłam z nim szczera, a on mnie oszukiwał. Kochał mnie tylko dla tego.- dotknęłam miejsca w którym szła blizna. 
- Ty tylko mięsień, dla niego nie da się kochać. Amy usłyszałaś jedno zdanie wyjęte z kontekstu. Nie możesz go osądzać od razu. Daj mu się wytłumaczyć.
- Nie ma co tłumaczyć Liam.
Louis
Choler, przeszukałem już cały Londyn.  Razem z Harry'm jechaliśmy do Portland. Głupi ja, musiałem to przed nią ukrywać, mogłem jej powiedzieć od razu. Jestem największym kretynem jaki istnieje na świecie. Ciągle próbowałem się do niej dodzwonić.
Trzy dni później
Amelia
Z ciuchami od Daniell poszłam pod prysznic. Ubrałam się w brązową bluzkę bez ramiączek, białe szorty i brązowe kozaki <klik>. Na twarz nałożyłam całkiem sporą ilość podkładu, ale jakoś udało mi się zakryć sińce pod oczami. Rozczesałam mokre włosy i wyszłam z łazienki.
- Zjesz coś?- zapytała Dan.
- Nie.- odpowiedziałam.- Pojadę z nim porozmawiać.
- Amy tylko nie rób głupot.- poprosiła
- Nie mam zamiaru.- stwierdziłam.
Z komody w przedpokoju wzięłam kluczyki od auta Louisa i pojechałam chłopaków. Wysiadłam z samochodu i niepewnie weszłam do środka. Lou siedział na skórzanej kanapie, podniósł głowę i spojrzał na mnie. Wstał z kanapy, podszedł do mnie i mocno przytulił. 
- Louis puść mnie.- powiedziałam, chłopak momentalnie wypuścił mnie ze swoich objęć. Spojrzałam w jego oczy, były tak samo smutne jak wtedy kiedy się poznaliśmy.- Proszę klucze od twojego samochodu.
- Amelia proszę porozmawiajmy.- poprosił.
- Lou nie mamy o czym rozmawiać.
- Mamy o nas.
- Nie ma nas i nigdy nie było.
Wyminęłam chłopaka i poszłam na górę, w jego sypialni stała moje walizka i torby z zakupami. Zniosłam swoje rzeczy i zadzwoniłam po taksówkę. Louis stał ciągle w tym samym miejscu nawet nie próbował mnie zatrzymać. Pewnie gdyby powiedział, żebym to stała to bym to zrobiła. Wsiadałam do samochodu i pojechałam do swojego mieszkania. Swój bagaż wniosłam na górę, zamknęłam drzwi. Oparłam się i płacząc zsunęłam się po nich. Siedziałam tak z twarzą schowaną  w dłoniach.
- Amy to ty?- usłyszałam moją przyjaciółkę.
Chciałam coś powiedzieć, ale z mojego gardła wydobył się tylko szloch. Poczułam jak mnie przytula.




No i jest następny. Muszę wam powiedzieć, że do końca zostało jeszcze kilka rozdziałów. ;( Mile widziane komentarze i do następnego.

środa, 27 marca 2013

Rozdział 13 Tylko miłość jest wieczna

Amelia
Nawet ja nie spodziewała się, że tak miło spędzę czas w rodzinnym mieście. Może gdyby nie Louis tak by nie było. Aż z żalem było wyjeżdżać, ale czas wyjść z tej naszej bajki i wrócić do rzeczywistości.
- Nie chcesz jechać?- zapytał Lou jak siedzieliśmy już w samochodzie.
- No nie chce mi się bo w Londynie będę musiała wrócić do pracy.
- To przestań pracować.
- Ty chyba zwariowałeś. Ja lubię moją pracę.
- Szkoda, pojechalibyśmy gdzieś.- Lou zrobił smutną minkę.
- Nie smuć się gdzieś sobie pojedziemy, ale później.- stwierdziłam i pocałowałam jego kącik ust.- A teraz cieszmy się z mojego ostatniego dnia urlopu.
Ponad trzy godziny spędziliśmy w samochodzie, dobrze się przy tym bawiąc. W Londynie jak to w Londynie było pochmurno. Lou zaparkował pod willą.
- Czemu nie odwiozłeś mnie do domu?- zapytałam.
- Bo to jest twój dom.- odpowiedział.- Amy zamieszkaj z nami.
- Ale...
- Najdroższa nie ma żadnego ale, chcę budzić się przy tobie, chcę zasypiać przy tobie. Tylko Ciebie chcę.
Byłam przejęte jego wyznaniem, był dla mnie wszystkim już nie potrzebowałam nikogo innego. 
- Dobrze.- zgodziłam się.
Louis delikatnie mnie pocałował, wysiedliśmy z auta, i weszliśmy do środka. Panował tam lekki chaos, czyli normalne w tym domu.
- Wróciliśmy.- krzyknęłam.
W przedpokoju pojawiły się cztery głowy. Jedna blond czupryna cała umazana w czekoladzie należała do Nialla. Blondynek od góry do dołu był w czekoladzie jakby się w niej kąpał, co mogło być możliwe. Z nimi nic nie wiadomo.
- Niall słodko wyglądasz.- zaśmiałam się.
Harry wyglądał całkiem normalnie, za to Zayn miał na sobie tylko ręcznik, Liam strój batmana na sobie. Czemu ja się zgodziłam, przecież ja zwariuje z tymi idiotami. 
- Was zostawić w domu.- zaśmiał się Lou.
- Od kiedy ty zrobiłeś się taki poważny?
- Nie jestem poważny, jestem zły bo bawili się beze mnie. Niall znowu kąpiesz się w czekoladzie?
A czyli to jakaś norma. Oni są komiczni i niby to dorośli faceci. Na schodach pojawiła się Daniell. 
- O w końcu ktoś normalny.- powiedział, chyba do mnie.- Mia musiała pójść i zostałam sama. 
- Współczuje. Może gdzieś sobie pójdziemy, a chłopaki posprzątają?- zaproponowałam.
- Jestem za tylko wezmę torebkę.- brunetka wróciła na górę, a ja odwróciłam się do mojego chłopaka.
- Lou pomóż chłopakom posprzątać, a ja pójdę na zakupy. Dasz mi kluczyki od auta?
- Jasne kochanie.- podał mi kluczyki od swojego czarnego Lamborghini.
- Jestem gotowa, możemy iść z tego wariatkowa.- oznajmiła Peazer.
- To chodź.
Louis
Siedziałem na łóżku padnięty po sprzątaniu, Amy jeszcze nie wróciła z zakupów, tęskniłem już za nią. Do mojego pokoju wszedł loczek, coś go gryzło.
- Stary co jest?- zapytałem.
- Od Mii wiem, że Amy chce znaleźć rodzinę dawcy.- oprócz mnie tylko on wiedział, że Amy ma serce Alex.
- Co?
- Chce ich znaleźć, to znaczy znaleźć ciebie.
- Ona nie może się dowiedzieć.- stwierdziłem.
- Czemu nie powiesz jej prawdy?- zapytał Harry.
- Bo pomyśli, że jestem z nią tylko ze względu na serce Alex.- odpowiedziałem.
Amelia
Po zakupowym maratonie z Dan odwiozłam dziewczynę do jej mieszkania i sama wróciłam do willi. Wchodziłam do pokoju, który dzieliłam z Lou kiedy usłyszałam coś co zburzyło cały mój świat.
- Jestem z nią tylko ze względu na serce Alex.- torby trzymane w ręku upuściłam na ziemię, odwróciłam się na pięcie i ze łzami w oczach wsiadłam do samochodu. Z piskiem opon odjechałam z podjazdu.
Louis
-..., że jestem z nią ze względu na serce Alex.- odpowiedziałem Harry'emu.
- Nie pomyśli tak.- zapewnił mnie loczek.- Ona na pewno...- jego wypowiedź zagłuszył pisk opon, po chwili do pokoju wpadł Niall.
- Amy płakała, co narobiliście?- zapytał poruszony.
- Amelia wróciła do domu?- zapytał dla pewności Harry.
- Tak, weszła na górę i zaraz zbiegła zapłakana. Nie wiedzieliście?
- O Boże co ona usłyszała?- zapytałem sam siebie.

Możecie na mnie krzyczeć ale musiałam nieco namieszać ciągle słodko nie może być. Mam nadzieję, że się wam podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 12 Miłość kpi sobie z rozsądku

Louis
Obudziłem się pierwszy. Amelia słodko spała w moich ramionach, była taka piękna i urocza, a zarazem taka bezbronna i niewinna. Przeniosłem ją delikatnie na materac i zsunąłem się z łóżka, aby się ubrać. Gotowy zszedłem na dół przygotować mojej ukochanej śniadanie. Kręciłem się po kuchni robiąc naleśniki i uważając, aby ich nie spalić. Wstyd się przyznać, ale pierwszy raz je robiłem. Tak no wiem... Ale herbatę umiem robić to od razu mówię.
- Udało się.- odetchnąłem z ulgą, kiedy ostatnie, wcale nie uszkodzony wylądował na talerzu.
- Co ci się udało?- do pomieszczenia wkroczyła zaspana Amy w mojej koszuli.
Dobrze, że jej nie założyłam, bo ona wyglądała w niej o niebo lepiej.
- Hmm co mi się udało?- zacząłem się zastanawiać, przecież się jej nie przyznam.- No ten... znaleźć widelec.- na dowód pokazałem jej sztućca trzymanego w ręku.
- No tak bo to przecież jak szukanie wody na pustyni.- mruknęła i zbliżyła się do mnie, aby przytulić.
- Dobra siadaj piękna i jedz śniadanie.- posadziłem ją na krześle przy wyspie.
- Ale ja...
-Ale ty teraz jesz.- przerwałem jej. Dziewczyna wbiła wzrok w talerz i siedziała ta.- Dobra będziemy cię karmić.
- Ta na pewno.- zaśmiała się nie wierząc mi.
Ja nie miałem zamiaru żartować. Posadziłem ją sobie na kolanach i zacząłem ją karmić. Najpierw stawiała mały opór, ale potem poszło gładko. Odstawiłem naczynia do zmywarki i udałem się do Amelii, która ułożyła się na kanapie.
- Masz zamiar dzisiaj coś robić?- zapytałem kładąc jej głowę na swoich kolanach.
- Proponujesz coś bo ja nie mam żadnego pomysłu. - powiedziała zamykając oczy.
- Chodźmy na spacer, jest bardzo ładna pogoda.
- Ale mi się nie chce.
- Oj no chodź.- poprosiłem ją jeszcze raz.
 Do głowy wpadł mi pewien pomysł, wziąłem moją ukochaną na ręce i poszedłem w stronę jej pokoju. Otworzyłem drzwi do łazienki i razem z nią wszedłem pod prysznic. Jęknęła jak odkręciłem wodę.
- Prysznic mamy z głowy.- powiedziałem uśmiechając się.
- Głupek jesteś. - powiedziała.- Teraz wyjdź bo chcę się wykąpać.
Z cierpiącą miną postawiłem ją na ziemi i wyszedłem z łazienki.  Sam skorzystałem z drugiej.
Amelia
Chciało mi się śmiać z jego miny, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Po kilku minutach pod gorącą wodą, wyszłam i w samym ręczniku pomaszerowałam po ciuchy. Ubrałam się w jeansowe szorty i koszulę <klik> . Włosy zostawiłam rozpuszczone. Gotowa wyszłam z łazienki. Lou już na mnie czekał. 
Szliśmy przez park, śmiejąc się ciągle. Louis kupił od staruszki wszystkie róże jakie miała. 
- Proszę to dla ciebie.- powiedział, wręczając mi wielki bukiet czerwonych róż. 
Szliśmy dalej, w parku byli jacyś muzycy, grali jakąś melodię. Ten wariat przyłączył się do nich i zaczął śpiewać.
Więc wyjeżdżasz
Rano 
Porannym pociągiem
Cóż mogę powiedzieć, że wszystko jest w porządku
Mogę stwarzać pozory i powiedzieć żegnaj
Masz bilet
Masz swoje walizki
Masz swój pożegnalny uśmiech
Cóż mogę powiedzieć, że to tak jest
Mogę udawać i nie będziesz wiedziała
Że kłamałem
Ponieważ nie mogę przestać Cię kochać
Nie, nie mogę przestać Cię kochać
Nie, nie przestanę cię kochać
Dlaczego miałbym to zrobić
Zamówiliśmy taksówkę na dworzec
Słowo nie zostało wypowiedziane 
Widziałem cię idącą w poprzek drogi
Być może ostatni raz, nie wiem
Czuję upokorzenie
Słyszę dudnienie torów kolejowych
Kiedy usłyszę gwizd
Odejdę a ty nie będziesz wiedzieć
Że będę płakać
Ponieważ nie mogę przestać Cię kochać
Nie, nie mogę przestać Cię kochać
Nie nie przestanę Cię kochać
Dlaczego miałby, to zrobić
Jeszcze próbuję
Zawsze będę przy Tobie
Nigdy nie chciałem powiedzieć żegnaj
Zawsze tu jestem jeśli zmienisz zdanie
Więc wyjeżdżasz 
Rano
Porannym pociągiem
Cóż mogę powiedzieć, że wszystko jest w porządku
Mogę udawać i powiedzieć żegnaj
To będzie kłamstwo
Ponieważ nie mogę przestać Cię kochać
Nie, nie mogę przestać Cię kochać
Nie nie przestanę Cię kochać
Dlaczego miałby, to zrobić
Ponieważ nie mogę przestać Cię kochać
Nie, nie mogę przestać Cię kochać
Nie nie przestanę Cię kochać
Dlaczego miałby, to zrobić
Dlaczego miałby, to zrobić
Dlaczego miałby, to zrobić
Powiedz mi dlaczego
Dlaczego powinienem
Jeszcze próbować
Teraz obejmował mnie w tali i wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi oczami. Uśmiechnęłam się do niego wzruszona. Widziałam, że łzy miałam w oczach i na policzkach. Starł mi je kciukiem i delikatnie pocałował w usta.
- Kocham cię i nigdy nie przestanę.- powiedział i znowu mnie całował.





Taki słodki specjalnie dla was, bo niedługo się zmienią. Dziękuję Sky fall girl za napisanie mi początku bez ciebie w życiu nie napisałabym go tak szybko. Mile widziane komentarze i do następnego. PS. A tu waidomość od Ali:Jeżeli chcecie należeć do fanclubu Klaudyś to pod moim komentarzem napiszcie ja. Nasza autorka wtedy będzie wiedziała ile nas jest.

poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 11 Miłość kpi sobie z rozsądku

Louis
Znowu to samo, znowu świat usuwał mi się spod nóg. Dopiero co ją spotkałem, a ktoś chciał mi ją zabrać.
- Pani Tomilnson proszę do mojego gabinetu.- powiedział lekarz.
Wstałem i poszedłem za nim zostawiając chłopaków na korytarzu. 
- Wie pan, że ona jest po przeszczepie?- zapytał.
- Tak wiem, po przeszczepie serca.
- A wie pan kto był dawcą? 
Pokiwałem przecząco głową, co mnie niby obchodziło kto był dawcą i nagle mnie olśniło, to było serce Alex. Wypadłem z gabinetu, najpierw szedłem a później biegłem korytarzem. Stałem teraz na cmentarzu i wpatrywałem się w marmurową płytę. Myślałem, nad wszystkim. Nad Alex i nad Amy. Przecież nie wiedziałem, że to serce Alex. Nie można kogoś kochać dla jego serca. Można tylko kochać za wszystko i tak był z Amy. Kochałem ją całą, rozświetliła cały mój świat.

Czerwiec 2013
Amelia
Od incydentu jaki zdarzył się wtedy u Louisa nigdy się to już nie powtórzyło. Wyszło, że byłam uczulana na leki immunosupresyjne. Wiele się wtedy zmieniło. Uświadomiłam sobie, że kocham Louisa. Stałam właśnie w moim pokoju i przeglądałam się w lustrze. Kremowa sukienka, w czarne wzory, jasne sandałki na obcasie <klik>. Włosy miałam podkręcone i splecione w warkocz <klik>. Lekki makijaż, pociągnęłam jeszcze usta błyszczykiem. Najpierw zobaczyłam Louisa w lustrze, po chwili poczułam jak obejmuje mnie w tali i kładzie głowę na ramieniu. 
-  Zostałem już przemaglowany.- powiedział całując mnie w policzek.
- Wiesz, Greg jest policjantem.- powiedziałam wzruszając ramionami.
- Ale jak powiedziałem, że cię kocham to dał mi spokój.
- Bo to się liczy. Nie ważne kim jesteś, ważne że się kochamy.
Odwróciłam się w jego ramionach, teraz patrzyłam w jego niebieskie oczy. Mój własny, prywatny ocean spokoju. 
- Jeszcze ci dzisiaj nie mówiłem, ale pięknie wyglądasz.
- Ty też prezentujesz się nie najgorzej.
Mój chłopak miał na sobie białą koszulę, czarną marynarkę i szary krawat w delikatne paski. Zabrałam się za odwiązywanie tego nieszczęsnego krawatu. 
- Bez niego prezentujesz się o niebo lepiej.- stwierdziłam rzucając na łóżko krawat.
- Na prawdę, myślałem że z krawatem będzie lepiej.
- Nie. Uwierz mi na słowo.- powiedziałam i go pocałowałam.
- Jestem skłonny ci uwierzyć.
- Nie gadaj tylko całuj.- zaśmiałam się.
- Gołąbeczki idziemy.- do pokoju wparowała Mia.
Przyjaciółka była ubrana w filetową sukienkę, czarne szpilki <klik> . Blond włosy falami układały się wokół jej głowy. Niebieskie oczy skrzyły się radośnie. Na pewno z Haroldem nie dyskutowali o polityce. 
- Już, nie gorączkuj się tak.- powiedziałam.
Lou złapał mnie za rękę i wynajętym autem całą czwórką pojechaliśmy do Urzędu Stanu Cywilnego. Mama miała już ślub kościelny i nie mogła go wziąć po raz drugi nawet jeśli mój tata nie żył. 
Biliśmy brawo, bo właśnie urzędnik ogłosił ich małżeństwem. Wzruszyłam się. Impreza trwała w najlepsze, a ja patrzyłam na zachodzące słońce. Cieszyłam się, że mama jest szczęśliwa, ja też byłam.
- Czy mogę panią prosić.- usłyszałam głos Louisa.
- Oczywiście.
Ujęłam jego, Lou był dobrym tancerzem okręcił mnie wokół. Śmiałam się głośno. Znowu przyciągnął mnie do siebie. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Szczęśliwa i kochana. Był moim własnym powietrzem, prywatną odmianą heroiny. Znalazłam to co szukałam.
- Kocham cię.- powiedziałam.
- Ja ciebie też Amelio.- złożył delikatny pocałunek na moich wargach.
Wróciliśmy na salę, tańczyła z wieloma gośćmi, ale najwięcej z Louisem. Gdzieś koło trzeciej rano, wraz z Lou wróciliśmy do domu. Ten wariat niósł mnie na rękach.
- Myślałam, że to pannę młodą przenosi się przez próg.
- Zawsze można mienić tradycje.- zaśmiał się Lou. 
Powoli wchodził po schodach, czułam jego wzrok na sobie. Teraz, w tej chwili byłam pewna czego chcę, czego potrzebuję. W końcu weszliśmy do mojej sypialni. Lou postawił mnie na ziemi. 
- To ja może pójdę pod prysznic.- powiedział, a to niby ja odwlekałam ten moment.
- To chodź.- stwierdziłam.
- Amy wiesz, że ja nie chcę cię do niczego zmuszać.
- Tak wiem, ale ja tego chcę Louis. Chcę ciebie.- na potwierdzenie moich słów zachłannie wpiłam się w jego usta. 
Treść nie dla dzieci !!! 
On zamiast pogłębić pocałunek odsunął mnie od siebie. Uważnie mi się przyglądał, przygryzłam dolną wargę. Teraz czułam jego zachłanne usta, tak wiele dające. Niby zwykły pocałunek, a jednak tak podniecający. Przycisnął mnie do najbliższej ściany. Zachłannie, wręcz brutalnie wodził dłońmi po moim ciele. Złapał mnie za nagie uda i podniósł do góry. 
- Lou...- pocałunek.- co...- kolejny pocałunek- z tym...- prysznicem?
- Później.- odpowiedział mi podchodząc do łóżka.
Leżałam na materacu w samej bieliźnie, on patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. 
- Długo będziesz się mi tak przyglądał?!- zapytałam zirytowana.
 Doprowadził mnie do takiego stanu a teraz się mi przygląda. Nic nie powiedział tylko mnie pocałował. Siedziałam na nim okrakiem i drażniąc się z nim odpinałam drobne guziczki białej koszuli. Kiedy wykonałam zadanie, zaczęła wodzić dłońmi po jego umięśnionym torsie, co raz drażniąc jego skórę paznokciami. Louis złapał mnie za ręce i teraz leżał na mnie. Najpierw całował moje usta, później szyję zostawiając na niej malinki. Po chwili jego usta przeniosły się na mój dekolt. Pozbył się mojej bielizny i swojej też.
- Kocham cię.- powiedział.
Spodziewałam się chodź odrobiny bólu, bo był to przecież mój pierwszy raz, a czułam samą przyjemność. W tej samej chwili osiągnęliśmy szczyt rozkoszy. Leżeliśmy obok siebie i próbowaliśmy unormować oddechy.
- Bardzo bolało?- zapytał.
- Ani odrobinkę.- odpowiedziała wtulając się w niego.- Kocham cię Louis.
Chłopak okrył nas kołdrą i po chwili oboje już spaliśmy.


I jest następny, napisałam jak się cieszę. Idiotka ze mnie, ale i tak mnie kochacie. Mile widziane komentarze i do następnego

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 10 Miłość kpi sobie z rozsądku

Louis
Po pysznym obiedzie stwierdziliśmy, że obejrzymy film. Amy oparła się o moje ramię i tak oglądaliśmy. Pod koniec filmu zauważyłem, że moja dziewczyna smacznie śpi. Zaniosłem ją do swojej sypialni. Przykryłem ją kocem, sam poszedłem do łazienki. Po szybkim prysznicu położyłem się obok niej. Oparłem się na łokciu i ciągle się jej przyglądałem. W planach miałem całonocne przyglądanie się jej, jednak sen mnie zmorzył. W nocy poczułem jak ktoś się do mnie przytula, uśmiechnąłem się tylko i poszedłem dalej spać. Obudziła nie spanikowana Amy.
- O matko, zaraz spóźnię się do pracy.
- Spokojnie.- powiedziałem zaspany.- Daj zadzwonię do niego i powiem, że jesteś chora.
- Ale Lou, nie wolno kłamać.- jęknęła.
- Oj cicho. Daj mi ten telefon. 
- Nie Lou.- zaprotestowała.
Wstałem z łóżka i podszedłem do niej. Złapałem ją w tali i przyciągnąłem do siebie. Zachłannie wpiłem się w jej usta.
- Amy, skarbie daj mi telefon.- powiedziałem wprost do jej ucha.
- Proszę. Ale tylko jeden dzień.- ostrzegła.
- Tak oczywiście.- powiedziałem z chytrym uśmieszkiem i wybrałem numer do jej redakcji.- Dzień dobry, z tej strony Louis Tomilson.
- Dzień dobry panie Tomilnson, coś się stało?
- Tak, pani Amelia Mathway jest chora i do końca tygodnie nie będzie jej w pracy.- powiedziałem unikając latających przedmiotów.
- Czy to coś poważnego?- zapytał nieco przerażony.
- Nie, to tylko przeziębienie, ale Amy musi poleżeć i odpocząć parę dni.
- Nie mam problemu panie Tomilnson. Do widzenie.
- Do widzenia.- powiedziałem rozłączając się.
- Louisie Tomilnson, ja cię zabiję miał być...- nie dałem jej skończyć bo znowu ją pocałowałem.- ... jedne dzień.
- Marudzisz, słoneczko. Idę robić śniadanie.
- Lou ty mnie zawieź do domu, bo ja nie mam ciuchów na przebranie.
- Pożyczę ci coś od Daniell.
Wyszedłem z pokoju i skierowałem się w stronę sypialni Liama. Najpierw grzecznie zapukałem, co nie było w moim stylu, ale ostatnio dostałem mocne kazanie.
- Proszę.- wszedłem do środka.- Louis ty pukasz?- zapytała Daniell.
- Eee... czasami.- odpowiedziałem.- Dani pożyczyłabyś coś do ubrania dla Amy?
- Jasne.- brunetka wstała z łóżka i poszła do szafy.- Lou czujesz coś do niej?
- Tak.- odpowiedziałem od razu.- Ja się w niej zakochałem. Jest moim promykiem słońca w szary dzień.
- Oj ty poeto.- zaśmiała się.- proszę, ciuchy dla twojego promyka.
- Kochana jesteś.- pocałowałem ją w policzek i wyszedłem.- Amy mam dla ciebie ciuchy.- oznajmiłem wchodząc do pokoju.  Zamarłem ze strachu.
Amelia
Jak tylko Louis wyszedł z pokoju, znowu nie mogłam złapać tchu. Oparłam się o komodę i usilnie próbowałam złapać oddech. Zrobiło mi się słabo, upadając zwaliłam kilka ramek.
Louis
Amy leżała na podłodze, wokół niej było pełno rozbitego szkła. Rzuciłem na ziemię ciuchy trzymane w ręku i podbiegłem do dziewczyny. Ledwo oddychała.
- Liam dzwoń po karetkę.- krzyknąłem.
W pokoju pojawił się Liam z komórką w ręku. Spojrzał na nieprzytomna dziewczynę i od razu wybrał numer. Położyłem ją na boku, żeby łatwiej się jej oddychało. Po kilku minutach, które zdawały się wiecznością przyjechała karetka.


Kiepski ma czas ten Louis w moich opowiadaniach. Od razu mówię, żeby nikt nie zaczął mi grozić uduszeniem, nikogo zabijać nie będę, możecie spać spokojnie. Mile widziane komentarze.

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 9 Miłość kpi sobie z rozsądku

Amelia
Praca. Cały dzień, zamiast się na niej skupić, myślałam o Louise. Kiedy zegarek na ścianie wskazywał 4.40 myślałam, że nie usiedzę na miejscu. W jako takim skupieniu wprowadzałam ostatnie poprawki do artykułu o One Direction kiedy przez szklane drzwi wszedł Louis. Nie usiadł na krześle na przeciwko, tylko obszedł biurko i stanął za mną.
- Nie ładnie tak czytać komuś przez ramię.- powiedziałam obracając się na krześle. 
- To w jednej piątej jest o mnie.- stwierdził i wrócił do czytania.- Tutaj trzeba dopisać, że spotyka się z piękną panią redaktor Amelią.
- Może lepiej nie, jeszcze te wasze fanki mnie znajdą.
- Za mną nic ci nie grozi.- powiedział zbliżając swoją twarz do mojej.
Spojrzałam w błękit jego oczu i szeroko się uśmiechnęłam. Louis pochylił się jeszcze bardziej nade mną i delikatnie musną moje usta. Akurat w tej chwili do gabinetu musiała wejść moja asystentka. Oderwaliśmy się od siebie.
- Przepraszam.- powiedziała speszona i wyszła.
Lou się tylko zaśmiał  i znowu jego usta były na moich. Wplotłam palce w jego włosy i przyciągnęłam go jeszcze bliżej siebie. Zdyszani oderwaliśmy się od siebie. Opierając się o swoje czoła próbowaliśmy złapać normalny oddech.
- Idziemy?- zapytał.
Pokiwałam twierdząco głową i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Louis z dziwną miną mi się przyglądał.
- Wiesz, że jesteś pracoholiczką?
- Nie, to tylko kilak artykułów, które muszę przeczytać. 
- Praca zostaje w pracy, a ty odpoczywasz.
Lou zabrał moje teczki i położył je z powrotem na biurku, złapał mnie za rękę i wyciągnął mnie z biura.
- Louis.- jęknęłam zatrzymując się na korytarzu.
- Jeżeli będziesz stawiać opór to wezmę cię na ręce.
Nie mogę zaprzeczyć, że moje kąciki ust podniosły się na tę perspektywę. Z udawaną złością  poszłam za nim.
- Zajdziemy do mnie, muszę się przebrać?
- Dla mnie wyglądasz cudownie, ale jeżeli chcesz to tak.
- Dziękuję.
Pod redakcją stało zaparkowane czarne Lamborghini. Stanęłam jak wryta i wpatrywałam się w wóz. 
- Amy idziesz?
- Tak.- odpowiedziałam otrząsając się z szoku. Usiadłam na miejscu pasażera i pojechaliśmy do mnie.
Wpadłam szybko do domu, na kanapie siedziała Mia w dresach co było dziwne, bo powinna się szykować na obiad u chłopaków.
- Nie idziesz?- zapytałam
- Przecież mnie nie zaprosił.- stwierdziła.
- Nie zaprosił cię?- zdziwiłam się.
- Nie.
- Może ja też zostanę?- zapytałam chociaż miałam wielką ochotę spędzić trochę czasu z Louisem.
- Nie idź, ja sobie pooglądam telewizję, leci program wspinaczkowy. 
Mimowolnie się skrzywiłam. Poszłam na górę się przebrać, serdecznie dość miałam szpilek. Szybko przebrałam się w białą bokserkę z napisami, ciemne jeansy i koszule  w kratkę. <klik> Założyłam jeszcze czarne conversy. Przeczesałam włosy i z kurtką w ręce zbiegłam na dół.
- Na pewno mam jechać?- zapytałam.
- Tak jedź i baw się dobrze.
- Dziękuję Mia.- przytuliłam przyjaciółkę i zeszłam na dół gdzie czekał na mnie Louis.- Jestem.- powiedziałam wsiadając do samochodu.
- Już się bałem, że ktoś mi ciebie porwał.- stwierdził ze śmiechem.
- Kto, może ta starsza pani z kotem.
- No nie wiem.
Ruszyliśmy, po 15 minutach byliśmy pod domem chłopaków. Louis otworzył mi drzwi, zatrzymał się przed samym wejściem.
- Tylko się nie przestrasz, normalni my nie jesteśmy.
- Zauważyłam.
Weszliśmy do środka, a tam panował idealny porządek, Lou musiał być w niezłym szoku bo stał z otwartą buzią.
- Amy, chyba pomyliłem dom.
Nie zdążyłam nic powiedzieć bo do przedpokoju wparował Harry. Jego uśmiech zgasł kiedy zobaczył, że nie ma z nami Mi.
- Czemu Mia nie przyjechała?- zapytał.
- Bo jej nie zaprosiłeś.- warknęłam.
- Ale ja myślałem, że jak ty to i ona. Głupi ja.- szkoda mi się go zrobiło więc postanowiłam mu pomóc.
- Jedź do niej, siedzi w domu i ogląda telewizję.
- To wezmę dla niej makaronu.
Uradowany Harry pobiegł chyba do kuchni, tak przynajmniej myślałam. Po chwili wrócił i zaczął się ubierać.
- Jak chcecie coś zjeść to nie stójcie w progu bo Niall wszystko zje i dzięki Amy.- powiedział i już go nie było.
Zdjęłam swoją kurtkę i poszliśmy do jadalni. Blondynek miał całą górę spaghetti na talerzu. Reszta nałożyła sobie  znacznie mniejsze porcje. 
- Louis on to wszystko zje?- zapytałam po cichu. 
- Tak i weźmie jeszcze dokładkę.
- O matko gdzie to się mieści?- powiedziałam już znacznie głośniej
- Nadal nie wiemy.- odpowiedzieli chórem.
Jakoś udało mi się zachować powagę, usiadłam na jednym krześle, za chwile obok mnie usiadł Louis podając mi talerz pełen spaghetti.
- I ja mam to zjeść?- zapytałam.
- Tak, chuda jesteś.
- Masz zamiar mnie utuczyć?
- Tak.- odpowiedział z uśmiechem.




Nie ma to jak obiad w rodzinnej atmosferze hihi. Harry tak się starał, a mu nie wyszło. Straszna jestem. Mam nadzieję, że co nie co wam się podobało w tym rozdziale bo bardzo ale to bardzo jestem przewiązana do mojej głowy. Mile widziane komentarze i do następnego.

wtorek, 5 marca 2013

Rozdział 8 Miłość jest jak narkotyk

Prawdziwa miłość- gdy lubisz stale na kogoś patrzeć niezależnie od tego co właśnie robi, gdy czyjś widok jest prawdziwą rozkoszą dla twoich oczu, gdy przy pożegnaniu pamiętasz ostatnie spojrzenie i gdy starsza się by było one wypełnione szczęściem.

Amelia
Spacerowaliśmy wzdłuż Tamizy, cisza nam nie przeszkadzała. Louis ciągle trzymał mnie za rękę, napawałam się jego bliskością.
- Jeszcze jedna rundka?- zapytał.
Cały park obeszliśmy już ze trzy razy. Pokiwałam twierdząco głową, nie miałam ochoty się jeszcze z nim rozstawać.  Nasze plany pokrzyżował deszcz. Schowaliśmy się w jakiejś kawiarni, która nadal była czynna.
- Może napijemy się kawy?- zapytał
- Z chęcią.
Usiadłam przy jednym ze stolików, a Louis poszedł zamówić dla nas kawę. Po chwili wrócił do mnie uśmiechnięty z tacą na której były dwie filiżanki z kawą i chyba szarlotka z lodami.
- Mówiłaś, że lubisz szarlotkę z lodami waniliowymi więc zamówiłem.- posłał mi szeroki uśmiech i usiadł na przeciwko.
- Pycha.- powiedziałam patrząc na duży kawałek ciasta i lody.
 Lou się tylko zaśmiał. Zabrałam się za jedzenie tej pysznej bomby kalorycznej, a on ciągle mi się przyglądał.
- Jestem aż tak interesująca?- zapytałam odkładając łyżeczkę na pusty już talerzyk.
- Tak.- odpowiedział.- Chcesz też mój?
- Nie bo za bardzo przytyję.- odpowiedziałam.
- E tam i tak jesteś chuda. Proszę zjedz mój kawałek.- pokiwałam przecząco głową.
Louis przysuną się do mnie i zaczął mnie karmić.  Musiało to komicznie wyglądać. Kiedy do mojej buzi trafił ostatni kawałek ciasta, Louis chciał się odsunąć.
- A pan gdzie się wybiera?- zapytałam.
- Na swoje miejsce.- odpowiedział.
- Wolę jak siedzisz blisko mnie.- stwierdziłam i się do niego uśmiechnęłam.
- Mogę?- zapytał a ja spojrzałam na niego zaszokowana.
- Ale co Louis?
- To.- odpowiedział i zaczął mnie delikatnie całować.
- Oczywiście.- zgodziłam się jak odsuną się ode mnie i teraz ja zaczęłam go całować
Siedzieliśmy na metalowych krzesełkach w małej kawiarence i oddawaliśmy swoje pocałunki. Z naszego własnego świata wyrwała nas kelnerka.
- Przepraszam zamykamy. - powiedziała.
Z Louisem trzymając się za ręce szliśmy w stronę mojego domu. Stałam przed drzwiami i nie mogłam się z nim pożegnać. 
- To był wspaniały wieczór.- powiedział.
- Tak wspaniały.- potwierdziłam posyłając mu szczery uśmiech.- Chyba już za późno na herbatę?
- Chyba tak.- pochylił się nade mną i delikatnie pocałował.- Mam jutro wywiad, do zobaczenia Amelio.
- Do zobaczenia Louis.- powiedziałam i chłopak z powrotem skierował się na schody. 
Z torebki wyciągałam klucze, kiedy ktoś do mnie podszedł i namiętnie pocałował. Uśmiechałam się odwzajemniając pocałunek Louisa.
- Spotkamy się jutro?- zapytał.
- Do piątej jestem w pracy.
- To będę czekał.- jeszcze raz zachłannie wpił się w moje usta i tym razem odszedł.
Weszłam do domu ciągle się uśmiechając, nawet się nie skrzywiłam na widok Loczka siedzącego na mojej kanapie, razem z Miją. 
- Cześć.-powiedzieli jednocześnie.
- Cześć.- poszłam od razu do swojego pokoju. 
Rzuciłam się na swoje łóżko i myślałam, kiedy rozległ się dzwonek mojego telefonu. Z niechęcią zaczęłam go szukać, kto mógł dzwonić o tej porze. W końcu wygrzebałam mój telefon.
- Louis?- zdziwiłam się.
- Już się stęskniłem. Chciałem się zapytać czy lubisz włoską kuchnię?
- Kocham makaron.- odpowiedziałam.
- To dobrze, zapraszam cię jutro do nas bo Harry będzie robił spaghetti.
- Jesteś pewny, wiesz jak na razie to on siedzi znowu na mojej kanapie.
- Podoba mu się Mija, nigdy o nikim tyle nie gadał.
- Miji też się podoba Harry, ale nie chcę żeby cierpiała z jego powodu.
- Nie wiem, on jeszcze nigdy tak na prawdę się nie zakochał. Może to ona będzie tą pierwszą.
- Nie wiem.- nie chcący wymsknęło mi się ziewnięcie.
- Nie męczę cię już, idź spać bo nie wstaniesz do pracy. Słodkich snów Amy.
- Tobie też.
Poszłam się przebrać w piżamę i od razu do łóżka. 

Długo mnie nie było za co przepraszam, ale jakoś nie mogłam nic napisać. Mam nadzieję że mi głowy nie urwiecie za ten straszny rozdział. Do następnego i mam nadzieję że to będzie szybciej